Już raz pisałem o specyficznych cechach naszego narodu. Faktem jest, że gdzie spotyka się trzech polaków, tam trzy racje, a czasami i więcej. Jednak tym jest właśnie dyskusja. Wyrabianiem własnej, niezależnej od nikogo opinii, na podstawie przedstawionych pod nos faktów. Opinia jak kobieta, zmienną jest, w zależności od przedstawionych właśnie faktów. Jednak ciągle, jest ona subiektywna.
Nie inaczej jest, gdy przychodzi do sędziowania walk. Sędzia wydaje opinię. Nie obiektywną, bo ta, jak pisałem, jest zawsze subiektywna. Muszą, dodatkowo, działać pod presją. Mają mało czasu na zastanowienie się, kto bardziej przeważał. Każda ich decyzja zostanie później oceniona przez fanów. Dobra nagrodzona brawami, nawet jeśli oklaski są bardziej w stronę zawodników. Zła zostanie wygwizdana. I wtedy będzie słychać, że sędzia kalosz. Potem słyszy się, jacy to niedobrzy sędziowie są na KSW, najlepiej niech w ogóle nie będzie Polaków, tylko zagraniczni sędziowie dadzą pewien spokój w decyzjach. Co jednak, jeśli zagraniczny sędzia również da wygraną niezasłużoną?
Istnieje pewien podejrzany trend, który utrzymuje się od dłuższego czasu w społeczności ludzi, którzy mają się za "fanów prawdziwego MMA", "prawdziwych fanów MMA", reszcie zarzucają niewiele jasną "Januszowość". I o ile ten termin już brzmi podejrzanie - bo czym jest właściwie prawdziwe MMA nie potrafi mi określić nikt po dziś dzień, podając bajki o ustawianiu walk - to jego następstwa są zaskakujące. Każdy prawdziwy fan mieszanych sztuk walki punktuje walki swoich rodaków przeciwko nim. Jeśli Polak, jakimś dziwnym cudem, wygrał wyrównany pojedynek, to zarzuca się, że sędziowie źle wydali OPINIĘ, że Polak powinien przegrać. Zaczyna się potem wiązanka nic nie zrozumiałych zwrotów, z których ktoś kogoś nazywa cebulą, ktoś porównuje do leminga. Dyskusja przemienia się w konkurencję, kto mocniej dołoży do pieca o nazwie "Hejt". Hejt, bo inaczej tego nazwać nie można. Nie jest to konstruktywna krytyka. Często nie jest poparta logicznym rozumowaniem. Dla nich jest to jednak w porządku. Bo rzetelność, to w dzisiejszych czasach nic innego, jak szukania dziury w całym i podkreślania, jacy to my źli nie jesteśmy. Rzetelność, to ciągły pesymizm.
Oczywiście, w drugą stronę przesadzać również nie wolno. KSW popełnia błędy. Ciągle się rozwijają, nie mają konkurencji na karku. Jednak to nie jest firma prowadzona hobbystycznie. A przynajmniej taką już nie jest. To marka komercyjna. Martin Lewandowski i Maciek Kawulski chcą przede wszystkim zarobić na swoim produkcie. I do tej pory robią to genialnie. Nie podoba wam się, że KSW inwestuje w Pudzianowskiego, sprowadzając mu podejrzanych rywali? Że walki są łatwe do typowania? Nie oglądajcie. Te maksymalnie tysiąc osób nie przybliży KSW do promotorskiego raju. Niech prawdziwi kibice MMA, bojownicy tego sportu, urządzają bojkot z nad swoich klawiatur nie oglądają. Nie męczcie nas potem, że dla was jedyną słuszną zasadą, jaką powinien wprowadzić duet właścicieli KSW, jest obowiązek przyznania zwycięstwa zawodnikowi z zagranicy, jeśli ten nie zostanie znokautowany lub poddany. Bo oczywiście wszyscy wiemy, że Polacy są tak słabi w MMA, że decyzją nigdy nie wygrywają. Taki to nasz kompleks niższości.
Miszon blog
Blog Jana "Miszona" Niwińskiego - amatorskiego dziennikarza, pisarza i poety.
wtorek, 9 grudnia 2014
sobota, 31 maja 2014
The Ultimate Fighter Brazil 3 Finale - Typowanie
Rozpoczynająca się za dwie godziny - w chwili pisania tego tekstu - pierwsza od 2010 roku gala UFC w Niemczech przykuła uwagę nie tylko
wszystkich polskich mediów, ale także większości światowych. A przecież po niej
rozpoczyna się bardzo interesująca gala w Brazylii. Wydaje mi się, że ma na to
wpływ ciągle zmieniany Main Event. Na początku miało to być niedoszłe starcie
Wanderleia Silvy z Chaelem Sonnenem. Później znakomity match-up Stipe Miocica z
Juniorem Dos Santosem, by zakończyło się na walce tego pierwszego z Fabio
Maldonado. Mimo wszystko, fight card gali w Sao Paulo jest pełen ciekawych
starć, przez warty jest wytypowania.
Stipe Miocic vs Fabio
Maldonado
Przed przejściem do UFC, Brazylijczyk słynął z mocnych pięści.
Jednak walki dla największej federacji na świecie zweryfikowała moc w ciosach
Maldonado. Jak większość zawodników z kraju kawy, Fabio ma lepszy parter od
stójki. Co innego były zapaśnik z technicznym boksem o serbskich korzeniach,
jakim jest Miocic. Przeczuwam, że będzie mocno punktował ciosami prostymi by
pod koniec drugiej rundy, po kolejnym obronionym obaleniu, zafundować rywalowi
mocarne KO. Stipe Miocic, (T)KO, 2R
Vítor Miranda vs. Antonio
Carlos Junior
Za niecały miesiąc minie rok, odkąd Carlos Junior rozpoczął
swoje treningi MMA. Widać w nim duże umiejętności parterowe. W trzecim sezonie The Ultimate Fighter Brazil udowodnił,
że stójka też nie jest mu tak bardzo obca, jak można przypuszczać. Czy jednak
da radę pokonać dużo bardziej doświadczonego Mirandę? Zważywszy na fakt, że
kilku bardziej doświadczonych pokonał, jestem w stanie w to uwierzyć. Antonio Carlos Junior, DEC
Marcio Alexandre Junior
vs. Warlley Alves
To może być najciekawsza walka gali. Kandydat do FOTN i
POTN. Obaj są niepokonani i obaj kończą swoje pojedynki przed czasem. W
programie prezentowali się dobrze. Jest to również najcięższy do typowania
pojedynek. Kierując się intuicją, obstawiam na bardziej doświadczonego. Marcio Alexande Jurnio, (T)KO, 3R
Demian Maia vs
Alexander Yakovlev
Rosyjski Bad Boy
ma bardzo dobre zapasy. Nie boi się wymian stójkowych, a z Paulem Daleyem
poradził sobie jak z amatorem. Jednak na debiut dostał czołówkę dywizji
półśredniej. Jeśli Demian Maia nie będzie bawił się w kickboksera, to wygra. Demian Maia, SUB, 1R
Rony Jason vs Robbie
Peralta
W głowie widzę jeden scenariusz tego pojedynku: zawodnicy
rzucają się na siebie z lawiną ciosów, wchodząc w bardzo ostry slugfest. Z racji że uważam pieści
Amerykana za cięższe, wynik starcia wydaje się być oczywisty. Robbie Peralta, (T)KO, 1R
Rashid Magomedov vs
Rodrigo Damm
Damm nigdy nie robił na mnie wrażenia. Z tej konfrontacji
może uratować go tylko jakieś cudem wykręcone poddanie. Były mistrz M1 ma
wszelkie atuty by skończyć walkę przed czasem, ale postawię, że będzie
stabilizował walkę swoimi zapasami. Rashid
Magomedov, DEC
Elias Silverio vs
Ernest Chavez
Ci dwaj kończą większość swoich walk decyzjami, czasem
kusząc się o nokaut. Przeczuwam nudne starcie, w którym jeden i drugi będą
próbowali wyczuć dystans i swojego rywala przez piętnaście minut, raz na jakiś
czas wchodząc w brawl oraz klincz.
Postawię na Brazyliczyka, który dostał w debiucie lepszego rywala od Chaveza. Elias Silverio, DEC
Paul Thiago vs Gasan
Umalatov
Jeden z największych, zmarnowanych talentów UFC, Thiago, powraca
do oktagonu po druzgocącej porażce z rąk Brandona Thatcha. Na przetarcie dostał
Rosjanina, Gasana Umalatova, który idzie w grappling. Co z tego, skoro Brazylijczyk
jest w tym lepszy? Paul Thiago, SUB, 2R
sobota, 10 maja 2014
sobota, 3 maja 2014
Pierwsze strony zapisane wiosną
Była wiosna. Piękny śpiew ptaków ginął pośród szeptów drzew. Było tajemniczo, a zielone liście tworzyły atmosferę nostalgii do czasów przed cywilizacyjnych, gdzie matka natura, ta pierwotna siła rządząca światem, miała realny wpływ na rozwój tej pięknej planety, zielonej wyspy na oceanie kosmosu.
Była wiosna, a kwiaty, które wcześniej milczały zimą, ciągnęły w górę, niczym skoczek olimpijski, próbujący przebić się przez bariery ludzkiego ciała, dzięki czemu zostanie zapamiętany przez następne pokolenia jako ten, co pobił rekordu.
Była wiosna. To właśnie na wiosnę zawierane są znajomości, to właśnie w momencie rozkwitu życia budzą się takie uczucia jak miłość, gdzie dwoje ludzi, całkiem sobie odległych, łączy się uczuciem tak silnym, że czasami słowa „I śmierć nas nie rozłączy” nie są dostatecznie silne, by oddać ogrom mocy tego słowa. Ponoć to właśnie słowo było pierwszą siłą wszechświata. Nie mnie oceniać.
Była wiosna. On był teoretycznie nikim. Prosta twarz, przeciętne rysy, a sylwetka też taka chuda, pewnie dzisiaj by się podobała, ale wtedy chudy nie miał szans bytu. Inteligent, z głową w chmurach, którego jedynym wysiłkiem było przetrzeć stare, wysłużone okulary. Pisał wiersze, opowiadania, książki i ogółem był obeznany ze słowem. Tworzył kolejna powieść do szuflady. Często to robił, gdy eksperymentował z nowym dla siebie gatunkiem. Zaczął od kryminałów, potem spróbował książek obyczajowych. Gdy jego warsztat się poszerzył, odważnie wkroczył w świat dramatów. Słowo w jego rękach było żywe. Styl tego młodzieńca potrafił poruszyć by nawet najtwardsze z najtwardszych serc, a gdyby ktoś przeczytał opis jakiejś postaci, ani chybi widziałby ją oczyma wyobraźni. Zdolny był zaprawdę chłopak. Jednak był również skory do wyzwań. Dlatego podjął się kolejnego gatunku.
A był to romans.
Tu tkwił problem. Chłopak nigdy nie przeżył miłości jako takiej. Dużo czytał, przez co naśmiewano się z niego. Jednak nigdy żadna białogłowa nie zwróciła na niego uwagi. Widocznie było tak z powodu jego ciała. Oczywiście, on był zauroczony widokiem krasnych panien, które migały mu na szkolnych korytarzach, lecz żadna nie utknęła mu w głowie na dłużej, niż dzień. Widocznie jego umysł kontrolował na wodzy serce, stworzone przecież przez Boga do kochania. A jak wiadomo, boski twór ciężko jest trzymać na wodzy przez dłuższy czas. Dlatego też nastała magiczna wiosna. On siedział w parku. Świeciło piękne słońce. Było ciepło, dlatego też i on ubrał się lekko.
W parku zastał tajemniczą dziewczynę. Była ładna, za ładna jak na okolice, można by rzec. Ani za wysoka, ani za niska. Nie była ni za szeroka, ni za wąska. Idealna w każdym calu, zwracała uwagę okolicznych synów Adama. Nie wiedzieć czemu, to właśnie on, skromny poeta i literat, zwrócił jej uwagę. Nie wiedzieć czemu. Może to przez duże, zmęczone od czytania oczy? A może przez stare, zniszczone kartki pamiętnika, które ten zawsze nosił ze sobą? Na to pytanie ciężko mi odpowiedzieć. Faktem jednak było, że dziewczyna skierowała się ku niemu. Gdy stanęła twarzą w twarz z nim, wydawała się być wielce zainteresowana jego notatkami. Jej oczy płonęły zainteresowaniem do otaczającej rzeczywistości. Tak bardzo przypominała dziecko, próbujące na swój własny, dziecięcy sposób, poznać świat. Czy było to dobre, czy złe? Ciężko jednoznacznie określić. Bo gdyby nie ta ciekawość, nigdy nie narodziłaby się ta znajomość.
- Hej – zaczęła. Jej głos wydawał się być miodem. Miodem dla jego uszu – Co robisz? – spytała, wskazując na notatki.
- Zbieram materiały – odparł chłopak – pisuję opowiadania.
- O – zdziwiła się. Zaskoczył ją – A jakie opowiadania?
- O wszystkim. Głównie o problemach nas, ludzi, we współczesnym świecie. Nie chcę za bardzo wchodzić w temat, bo boję się, że nie zrozumiesz, co chcę przekazać, przez swoje prace, a w żaden sposób nie chciałbym zanudzać tak pięknej nieznajomej, jak ty.
Dziewczynę oblał rumienieć. By to ukryć, wybuchła śmiechem, ale nie takim złym, drwiącym, a tym serdecznym, jakim przyjaciel obdarza tylko przyjaciela
- Dobre sobie. Mnie ciężko znudzić. Moja mam twierdzi, że aby spróbować mnie zanudzić na śmierć, potrzeba przykuć mnie do krzesła, i maltretować tym samym materiałem przez okres dwustu lat, kiedy moja wyobraźnia przestanie nawet próbować wymyślać coraz to nowsze pomysły dla danego tematu. A tak poza tym jestem Marta. A ty?
- Łukasz.
Gdy wyjawił jej swoje imię, nie myślał nawet, że przyczynił się do rozpoczęcia najbardziej nieszablonowej relacji, jaka kiedykolwiek miała miejsce na tej skromnej planecie zwanej przez wszystkich jej mieszkańców Ziemią.
Minęły dwa miesiące. Spotykał Martę częściej. Nie tylko w parku. Pojawiała się znikąd, przywołując wokół niego poczucie chaosu. Nic nie było takie samo. Gdy widział ją, czuł się taki dziwnie spokojny i pełen energii jednocześnie. Jego myśli były o wiele aktywniejsze, gdy stała tuż and nim. Nie raz siedziała obok niego, gdy zaczynał robić podstawowe szkice do swojej książki. Miało to być jego wielkie dzieło, które rozsławiłoby go na skalę światową. Nie powiem wam, co czym była ta książka, gdyż dzisiaj jej już nie można dostać. Powiem natomiast, że Marcie się podobała. Czytała pierwszy rozdział przedpremierowo, w chwili gdy go napisał. Była zafascynowana. Łukasz, najcichsza z rzek w okolicy, okazywał się mieć niesamowicie nieprzeciętną wyobraźnię.
- To jest świetne – oceniła – Nigdy nie czytałam czegoś lepszego. Idealny masz styl. Będziesz wielki. Czuję już, jak twoje książki sprzedają się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Będziesz kimś!
Łukasz tylko śmiał się z jej komplementów.
- Nie schlebiaj mi tak, bo mężczyźnie nie wypada się rumienić, a słowo daje, jestem tego coraz bliżej, im dłużej rozmawiam z tobą. Dziękuję wszak za pozytywne opinie.
Dziewczyna zrobiła ukłon na dworski wzór.
- A może – zaczęła nieśmiało – może chciałbyś, aby twoje słowa zostały zamienione w obraz?
Chłopak zaśmiał się serdecznie.
- Słowa mają to do siebie, moja droga, że odpowiednio ułożone, stają się najciekawszym obrazem, jakiego ludzkość jest w stanie stworzyć przez setki lat!
Ona jednak nie ustępowała.
- Mimo wszystko chciałabym się podjąć tego zadania. Proszę! Czy mogę spróbować?
On się zgodził.
Następnych kilka tygodni pracowali razem. Ona patrzyła na niego, tworząc wzory do ilustracji jego książki. On zaś przypatrywał się jej, tworząc żeńską postać. Pewnego razu ich dłonie zetknęły się. Odskoczyli od siebie, zawstydzeni. Jednak za drugim razem ich elektryzujący dotyk trwał dłużej. Za trzecim już razem się pocałowali. Trwało to krótko, był to wszak drobny występek emocji. Jednak stało się faktem, że po tygodniu zaczęli ze sobą chodzić. To było dla wszystkich niepojęte, co taka ładna dziewczyna widzi w takim chłopaczku jak on.
Byli ze sobą tak dwa lata. On cały czas pisał swoje największe dzieło, którego najważniejszą muzą była ona. To na ich relacji wzorował dzieło, za które później miał być znany. Nikt jednak nie wie, jak skończyło by się owo dzieło, gdyby nie wypadek. A wypadek zdarzył się na dwa dni przed tym, nim planowo chłopak miał podjąć najważniejszą decyzję swojego życia. Kupił nawet wszystkie wymagane ku temu przedmioty. Jednak gdy wrócił do domu, nie zastał ukochanej. W skrzynce natomiast czekał list. Był krótki, napisany nieznanym mu charakterem pisma.
List mówił, by przyszedł na ulicę Jodłową o północy, z soboty na niedzielę, jeśli chce uniknąć popełnienia największego błędu w życiu. Język jednak zapisany był w taki sposób, że nie sposób było go zignorować. Tak więc udał się na Jodłową w noc z soboty na niedzielę. Znajdował się tam niewielki, zdawałoby się, klub „Streamline”. Gdy minęło piętnaście minut po północy, chciał już wracać do domu, gdy nagle dostrzegł kogoś, kogo w życiu nie spodziewałby się nigdy znaleźć.
Do klubu wchodziła Marta. Niewiele myśląc, również wślizgnął się do budynku. Okazał się być większy, niż wyglądał w rzeczywistości. Pod ziemią ciągnęły się korytarze pełne pokoi. Łukasz śledził uważnie swoją ukochaną, gdy zauważył, że podchodzi do niej dwójka mężczyzn. Po chwili ci zniknęli w pokoju. Podszedł więc i zaczął patrzeć przez dziurkę od klucza.
I o mało nie dostał zawału. Bowiem zastał ukochaną rozbierającą się przed nieznanym sobie mężczyznom, by po chwili zadowalać ich w sposób cielesny i to w taki sposób, jaki nigdy nie zgodziłaby się zaspokoić jego. Jakaś lodowa szpila wbiła się w serce chłopaka. Chciał wyjść, ale patrzył, jak ci nieznani mu ludzie korzystają z czegoś, co uznawał za swoją własność.
O dziwo, Łukasz trafił do pokoju ochrony, a tam udało mu się zdobyć nagranie z dzisiejszej nocy.
Marta wróciła na następny wieczór. Spokojnie, niby skradając się, wchodziła do ich mieszkania. Chciała powoli wślizgnąć się do sypialni, gdy nagle zapaliły się światła. Na fotelu siedział Łukasz. Był smutny. Na policzkach jeszcze było widać ślady łez.
- Gdzie byłaś? – spytał trochę zimnym tonem.
- U koleżanki. Mówiłam ci przecież, że idę nocować do Aśki – odparła.
Zdenerwował się.
- Tak? A co kurwa ma znaczyć to?
I nagle na telewizorze pojawiło się nagranie z wczoraj. Marta stanęła jak wryta. Wydawała się być poza światem, a w jej oczach pojawiły się złe obrazy. Łzy poleciały po policzkach. Spojrzała na chłopaka, ale wiedziała, że nie znajdzie tam ratunku. Postanowiła więc milczeć. Łukasz widział jej smutek. Wyciągnął z kieszeni pudełko i rzucił z całą siłą pod jej nogi. Pierścionek z diamentem upadł tylko kawałek dalej.
- Kochałem cię. Kochałem cię całym sobą. Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdziesz kogoś, kto kochałby cię bardziej. Może tak, a może nie. Wiem jednak, że przyczyniłaś się do podjęcia bardzo ważnej dla mnie decyzji – wskazał na jej spakowaną torbę – Idź precz z mojego życia. Śpij z kim chcesz, gdzie chcesz, byleby nie ze mną.
Nim zdążyła się usprawiedliwić wyrzucił ją za drzwi. Dobijała się do jego mieszkania przez dwa tygodnie. Przez ten czas skończył powieść. Nazwał ją jej imieniem. Wysłał mailem do redakcji. Potem nastąpiło to, co musiało nastąpić.
Martę spotkałem na pogrzebie. Płakała. Nie wiedzieliśmy, że była winna jego samobójstwa. Ja domyśliłem się prawdy potem, czytając zakończenie powieści. Okazała się bestselerem. Wbrew wszystkiemu, Łukasz ją kochał. Piętnaście procent z zysków zapisał na jej konto. Marta jednak nie była już tą samą osobą. Raz tylko rozmawiałem z nią o śmieci Łukasza. Było jej przykro, ale podobnież zrobić to co uczyniła. Zapłaciła za to najwyższą cenę. Zmarła zresztą dwa lata później. Prowadziła pod wpływem alkoholu. Nie wiem, czy było to umyślne samobójstwo, czy zwykły wypadek. I pewnie się nie dowiem.
Ich pogrzeby, Łukasza i Marty, były bardzo różne. Jednak jest jedna cecha, która jak dzisiaj patrzę, nie zmienia się wcale. To, co łączyło ich pochówki, wprawia mnie do dzisiaj zakłopotanie i przypomina o dwójce najdziwniejszych ludzi, jakich przyszło mi poznać. Zgodnością była pora roku.
Była wiosna.
sobota, 1 lutego 2014
Na Szybko: Soul FC 2 Next Battle
Miałem przed chwilą "przyjemność" robić relację runda po rundzie z odbywającej się w Zielonej Górze gali Soul FC. To, na co moje oczy patrzyły przez cztery godziny ciężko nazwać udanym eventem. Jeśli mam być szczery, wydawało mi się, że oglądam parodię MMA, jakiś nędzny żart, który organizator urządził sobie z niewinnego widza i mojej skromnej persony. Reklamy odklejające się od klatki kuły moje oczy w równym stopniu, co niedoklejona taśma na rękawicach zawodników. Było dużo śmiechów związanych z organizacją niektórych eventów PLMMA, ale PLMMA to poziom przynajmniej amerykański w porównaniu do Zielono Górskiej gali.
Jednak nawet odchodząc od spraw czysto technicznych, to matchmaking kulał. Oglądam dużo MMA, ale większa część rozpiski była dla mnie zwyczajnie anonimowa. Zestawienia były przez to praktycznie pozbawione emocji. Normalny kibic nie miał powodu, by włączyć dziś Orange Sport. To samo tyczy się chaosu, jak wynikł z ułożeniem rozpiski. Salimowi Touahriemu rywal zmienił się chyba z trzy razy - sam zawodnik dopiero na ważeniu dowiedział się z kim walczy.
Na minus również zasady. Brak łokci, dwie rundy - przypomina to czasy, kiedy MMA w Polsce raczkowało. Jak tak dalej pójdzie, ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania gali w "starym, dobrym stylu" - jedna 45 minutowa runda, brak limitów wagowych oraz walka na gołe pięści. Już widzę ten boom na MMA w gazetach typu Wyborcza. Oczywiście nie muszę mówić, że była by to antyreklama?
Nie oceniam walk, bo byłem skupiony na opisywaniu sytuacji w klatce. Raczej były słabe, ale zależy kto czego oczekiwał. Mnie się przyjemnie je opisywało. Całość widowiska popsuła tragiczna organizacja. W skali szkolnej daje tej gali ocenę NIEDOSTATECZNĄ! Oby jak najmniej tego typu wydarzeń na naszym krajowym podwórku.
Soul FC 2 - play-by-play
Roman Baldy vs. Krystian Irzyk
Runda 1: Irzyk w 40 sekund znalazł się z góry. Kontroluje swojego rywala, ustawiając sobie pozycję. Łukasz Bosacki poniósł walkę do stójki, gdzie od razu doszło do wymiany, zakończonej wbiciem Baldego w siatkę. Baldy stara się odpowiedzieć mocnym kolanem. Jednak to Irzyk kontroluje pod siatką swojego rywala, bijąc i próbując obaleń.
Moja ocena: Irzyk 10-9
Runda 2: Bardzo szybko Irzyk przeniósł
walkę do parteru, gdzie jego rywal pokusił się o nieudaną próbę klucza na rękę.
Baldy nie próbuje nawet kontrolować swojego rywala. To Irzyk sprawia wrażenie
aktywności. W ostatniej minucie Irzyk pokusił się o przejście pozycji, gdzie
próbuje założyć coś podobnego do trójkąta rękami.
Moja ocena: Irzyk 10-9 (20-18)
Werdykt: Krystian Irzyk pok.
Romana Baldego przez decyzję
Adam Lewandowski vs. Paweł
Nawrot
Runda 1: W 20 sekund Adam Lewandowski
powalił rywala na plecy ciosem i spuścił na głowę Nawrota grad uderzeń, zakończonych
ciasnym duszeniem.
Werdykt: Adam Lewandowski pok.
Pawła Nawrota przez poddanie, 0:58 1R
Artur Jagiełłowicz vs. Krzysztof
Dobrzyński
Runda 1: Bardzo szybko obalił Krzysztof Dobrzyński. Jego rywal pokusił się o nieudaną próbę dźwigni na nogę, dzięki której wstał, by znowu zostać obalonym. Dobrzyński punktuje rywala słabymi ciosami. Dobrzyński rozpędził się, atakując cios za ciosem. Sędzia w końcu przerywa nie walkę a egzekucję, jednak moim zdaniem za późno.
Werdykt: Krzysztof Dobrzyński pok. Artura Jagiełłowicza przez TKO, 3:50 1R
Krzysztof Wolski vs. Witold Lisek
Runda 1: Od niskiego kopnięcia rozpoczęła się ta walka. Wolski ruszył w pewnym momencie do ciosu z sierpem w barowym stylu. Pracuje Lisek jednak na dystansie, okopując nogę rywala. Ma jednak respekt przed ciosami rywala. Kontroluje kickboksersko całe starcie. Wolski ma swoje zrywy, atakując obszernymi sierpami, z których jeden trafił, niestety w gardę rywala. Lisek spróbował latającego kolana na korpus, powracając do kickbokserskiej kontroli pojedynku.
Moja ocena: Lisek 10-9
Runda 2: Wolski stara się rozpocząć rundę dla siebie, jednak po chwili traci inicjatywę na korzyść rywala. Po kopnięciu Liska, dochodzi do klinczu i chwilowego przeniesienia walki na ziemię na korzyść Liska. Po powrocie do stójki Lisek wywiera na rywalu presję. Wolski jednak naruszył Liska, który ratował się obaleniem do dosiadu. Tam na spokojnie rozbija klamrę i przy nieudanej próbie przetoczenia przechodzi do balachy.
Werdykt: Witold Lisem pok. Krzysztofa Wolskiego przez poddanie, 3:45 2R
Sylwester Borys vs. Adam Labisz
Runda 1: Adam Labisz wyskoczył nagle z mocną kombinacją ciosów, po których osunął się Sylwester Borys. Olszytnianin jednak instynktownie przyczepił się do nóg, by uratować sytuację obaleniem. Tam walczy o pozycję, starając się punktować. Labisz skręcił się do balachy, jednak za daleko był łokieć, by technika mogła zostać dopięta. Borys prostuje się, by zadać celne ciosy, które mają przekonać sędziów punktowych o przyznaniu mu rundy.
Moja ocena: Borys 10-9
Runda 2: Mocno rozpoczyna się druga runda. Borys rzuca mocne i obszerne ciosy, by pod koniec pierwszej minuty obalić rywala. Tam, na dole zadaje coraz więcej ciosów, zmuszając sędziego do zakończenia pojedynku.
Werdykt: Sylwester Borys pok. Adama Labisza przez TKO, 1:17 2R
Bogusław Fijałkowski vs. Bogusław Bagiński
Runda 1: Badają się w stójce przez pierwszą minutę zawodnicy, krążąc naokoło siebie. Fijałkowski urozmaica walkę kopnięciami. Przy próbuje kolejnego kopnięcia, Bagiński uderzył mocnym ciosem. Przy następnej konfrontacji poszli na wymianę, z której wyszedł klincz, z Fijałkowski pod siatką. Po rozerwaniu nastąpił faul Fijałkowskiego, który na chwilę zatrzymał walkę. Po wznowieniu pojedynku, Fijałkowski pierwszy przestrzelił obszernym sierpem. Znowu jednak Fijałkowski uderzył kopnięciem w czułe miejsce. Po wznowieniu panowie wracają do wyczuwania dystansu.
Moja ocena: Remis 10-10
Runda 2: Fijałkowski wykorzystuje przewagę zasięgu, punktując ciosami prostymi. Krąży dookoła Bagińskiego, by po każdym prawym prostym odskoczyć od przeciwnika. Bagiński nie zadaje celnych ciosów, raz na jakiś czas przestrzeliwuje ciosy proste. Nie pomaga nawet skrócenie dystansu, bo i tam widać wyraźną przewagę zawodnika Arachionu. Na dziesięć sekund przed końcem Bagiński obalił, ale gong nie pozwolił mu zaakcentować wygranej.
Moja ocena: Fijałkowski 10-9 (Fijałkowski 20-19)
Dogrywka zarządzona przez sędziów: Fijałkowski agresywnie rozpoczyna rundę dodatkową. Olsztynianin wydaje się mieć więcej energii. Raz po raz kąsa mocnymi ciosami Bagińskiego. Trafił po obrotowym łokciu kolanem pod łokieć, co było blisko faulu i tak zostaje uznany, przez co sędzia zarządza przerwę. Po powrocie do walki trzyma dystans jeszcze bardziej. Pod koniec dogrywki atak przypuścił Bagiński, ale gong przerwał mu atak.
Moja ocena: Fijałkowski 10-9
Werdykt: Bogusław Fijałkowski pok. Bogusława Bagińskiego przez decyzję po dogrywce.
Moja ocena: Fijałkowski 10-9
Werdykt: Bogusław Fijałkowski pok. Bogusława Bagińskiego przez decyzję po dogrywce.
Damian Piątek vs. Emil Różewski
Runda 1: Nie patyczkują się zawodnicy, od razu przechodząc do agresywnej wymiany, po której obala rywala Emil Różewski. "Róża", będąc z góry, zadaje mocnych kilka ciosów. Wychodzi z dwóch prób balachy, obijając rywala słabymi, ale wywołującymi przewagę punktową ciosami. Ma pełną dominację nad sytuacją wewnątrz oktagonu "Róża". Pod sam koniec, rundy skręcił się Emil Różewski do dźwigni na nogę, którą wytrzymał do końca rundy, ale nie mógł przez nią kontynuować.
Werdykt: Emil Różewski pok. Damiana Piątka przez TKO, 5:00 R1
Runda 1: Nie patyczkują się zawodnicy, od razu przechodząc do agresywnej wymiany, po której obala rywala Emil Różewski. "Róża", będąc z góry, zadaje mocnych kilka ciosów. Wychodzi z dwóch prób balachy, obijając rywala słabymi, ale wywołującymi przewagę punktową ciosami. Ma pełną dominację nad sytuacją wewnątrz oktagonu "Róża". Pod sam koniec, rundy skręcił się Emil Różewski do dźwigni na nogę, którą wytrzymał do końca rundy, ale nie mógł przez nią kontynuować.
Werdykt: Emil Różewski pok. Damiana Piątka przez TKO, 5:00 R1
Bartłomiej Ambroziak vs. Salim Touahri
Runda 1: Po badaniu w stójce, Salim Touahri wystrzelił mocnym lewym sierpowym, który zamroczył przeciwnika. Rozkręca się coraz mocniej reprezentant Krakowa, kopiąc i punktując prostymi ciosami. Jedna z kombinacji lewy-prawy powaliła na ziemię Ambroziaka i tam Salim dokończył dzieła zniszczenia.
Werdykt: Salim Touahri pok. Bartłomieja Ambroziaka przez TKO, 1:33 R1
Runda 1: Po badaniu w stójce, Salim Touahri wystrzelił mocnym lewym sierpowym, który zamroczył przeciwnika. Rozkręca się coraz mocniej reprezentant Krakowa, kopiąc i punktując prostymi ciosami. Jedna z kombinacji lewy-prawy powaliła na ziemię Ambroziaka i tam Salim dokończył dzieła zniszczenia.
Werdykt: Salim Touahri pok. Bartłomieja Ambroziaka przez TKO, 1:33 R1
Walka Wieczoru
Maciej Linke
vs. Łukasz Ziółkowski
Runda 1: Od mocnych ciosów zaczyna Ziółkowski, który stopuje szarżującego" Dezoo". Jednak ten wytrzymał uderzenia i obalił rywala. Tam rozpoczął pracę nad obchodzeniem pozycji, z pół gardy do bocznej a z bocznej do dosiadu, gdzie zaatakował mocnym ground and pound po którym przeszedł do balachy, którą odklepał Ziółkowski.
Werdykt: Maciej Linke pok. Łukasza Ziółkowskiego przez poddanie, 1:15 R1
Werdykt: Maciej Linke pok. Łukasza Ziółkowskiego przez poddanie, 1:15 R1
piątek, 17 stycznia 2014
Kali ah?
Być może
uciekał już tak długo, że zapomniał, jak wygląda poranek normalnego człowieka.
To uczucie, normalność, było od niego oddalone niczym słońce oddalone od najdalszej
w galaktyce gwiazdy. Czasami był nawet skory do stwierdzenia, że nie pamięta dawnego
życia, tego kiedy budził się co piękny poranek ze spokojem w oddechu. Bez
gwałtowności dnia dzisiejszego, która nawet mu już nie przeszkadzała. To ona
stała się nawet dla niego naturalnością.
Obudziły go
promienie słońca. Odbijały się w rozbitym szkle popękanych na podłodze butelek.
To było przyjemne. Za przyjemne. Po chwili jego umysł, o ile to co miał
wewnątrz siebie można nazwać umysłem, zastanawiał się, czy aby na pewno tak
czuje się przyjemność. Co to w ogóle jest przyjemność? Czy jest to poczucie
bezpieczeństwa? A co to jest bezpieczeństwo? Co określa granicę bezpieczeństwa?
Jaka jest jego definicja?
Wstał. Widział
w kawałkach rozbitego lustra swą głuchą i ślepą twarz. Twarz nikogo wszystkich.
Bo kim on był dla tej pustyni emocji, jaką stała się ziemia? Wszystkim jako
ostatni przedstawiciel najbardziej niewdzięcznego, brutalnego, bestialskiego,
zwyrodniałego gatunku. Nikim, jako ostatni przedstawiciel najbardziej
niewdzięcznego, brutalnego, bestialskiego, zwyrodniałego gatunku.
Kimkolwiek by
nie był, jak każda żywa istota miał w sobie taką inną małą istotkę, która
szeptała, że nazywa się dusza, a czasami sumienie, a jeszcze czasami instynkt.
To ona podpowiadała mu, co powinien zrobić. Teraz ta mała istotka mówiła, by
poszedł coś zjeść. Tak więc poszedł. Po drodze rozmawiał z małą istotką. Była
jedyną jego towarzyszką. Ale czy taka istotka faktycznie może być towarzyszką?
Czy towarzyszka to przypadkiem nie osoba, która idzie z tobą nie dlatego, że
jest przywiązana, a dlatego, że jest to jej własna, nieprzymuszona wola? A jak
więc nazwać małą istotkę, która wszak była dla niego na tyle miła, że spędzała
z nim czas, ale jeśli, podkreślam jeśli, robiła to tylko dlatego, że nie mogła
udać się w swoją drogę? A co jeśli ona tak naprawdę go nienawidziła? Co jeśli
była zmyślnym kłamca obietnic, politykiem o nieszczerej twarzy? Tego nie mógł
wykluczyć.
Zjadł.
Pierwszy raz zjadł więcej niż kromkę chleba. Do śniadania dołożył malutką kosteczkę
żółtego sera. Popił wodą. Mała istotka mówiła mu, że powinno mu to smakować. Nie
wiedział, czy smakował. Co to był smak? Jakieś odczucie, tyle pamiętał. Zmysł? Nie
wiedział, co to zmysł. Nie wiedział za wiele.
Ostatni raz
zadał pytania, zdobywał tą niematerialną wartość jaką była wiedza, gdy był młody.
Miał może dwanaście lat. A może dwadzieścia? Potem rozpoczęła się wojna. Był za
mały, by ta dwójka większych osób, na których chyba mówiło się rodzice,
powiedziała mu, dlaczego wojna wybuchła. A potem i rodziców nie było. Pewnego
dnia po prostu obudził się i nikogo nie było. Ani ciotek, ani wujów, ani mam,
ani tatów, ani żadnej innej osoby. Nie było kolegów z boiska, Anki z ósmego
piętra, na którą jego matka mówiła „szmata”. Nie było nikogo. Był tylko on i
mała istotka.
W końcu
wstał. Chciał pójść na spacer.
Bloki, kiedyś
pełne tych samych próżnych, dumnych, pysznych, nikczemnych i brutalnych bestii były
puste. Wiedział, że nikt nie wyjdzie z za rogu by na niego nakrzyczeć. Bloki
nie były już blokami jako blokami. Bloki, te stare bloki były pękniętymi
graniastosłupami. Zlepkiem metalu, kamieni, masy i innych potrzebnych do
zbudowania ich materiałów. Były „blokami”, ale nie blokami, bo nie miały w
sobie tego, co te bloki miały przed wojną. „Bloki” nie były blokami, bo nie
miały życia.
Jednak mimo
że nie miały życia, można było po nich chodzić. Chodzenie po schodach uważał za
jeden z najlepszych zabójców czasu. I pewnie kolejny dzień spędził by w tych nieblokach,
chodząc schodek po schodku, metr po metrze, piętro po piętrze, raz szybciej raz
wolniej, gdyby nie przypadek.
Postanowił
zobaczyć mieszkanie. Nie wiedział, czemu nie wszedł tam wcześniej. Mała istotka
nigdy nie mówiła mu, by to zrobił. Z drugiej strony, mała istotka nie mówiła mu
nigdy, by tego nie robił.
Uchylił
drzwi. Skrzypienie długo nieoliwionych zawiasów rozniosło się po pomieszczeniach.
Na podłodze walały się zdjęcia. Dwie piękne kobiety. Jedna miała włosy jasne,
druga ciemne. Kolorów już nie rozpoznał.
Szedł dalej.
Widział kij
do baseballa pod lustrem, w łazience, z otwartej pralki wystawało ramiączko
sukienki. Kilka razy trafił na przyrządy lekarskie, w kuchni lodówka oblepiona
była serduszkami. I wreszcie trafił na najbardziej niespodziewane zjawisko. Z
tym przedmiotem spotkał się dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach
beznadziejnej udręki, jaką była szkoła.
Na stole w
salonie leżała książka.
Była gruba i
duża. Przeczytał tytuł. Ogniem i Mieczem
Henryka Sienkiewicza. Otworzył na pierwszej lepszej stronie. Ilustracja
przedstawiała rosłego mężczyznę, z wąsami i brodą. Kłaniał się innej postaci.
Kobiecie. Bardzo pięknej kobiecie. Obok był jego monolog. On uchwycił fragment:
Co ty mnie uczyniła ne znaju, ale to
znaju, że jeśli ja tobie nieszczęście, to i ty mnie nieszczęście. Żeby ja
ciebie nie pokochał, byłby ja wolny jak wiatr w polu i na sercu swobodny, i na
duszy swobodny. Pokochał? Co to znaczy pokochał? Co to za uczucie? Co
oznacza, że kogoś się pokochuje? Jak człowiek się pokochuje?
Wziął książkę
ze sobą. Postanowił, że musi znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Wyszedł więc.
Szedł pustymi jak głowa człowiecza ulicami. Rozmyślał nad cytatem, który
przeczytał. Nie wiedział czemu, ale wydawał mu się jakiś wyjątkowy. Jakiś specjalny.
Warty zapamiętania.
Po raz
pierwszy od dawna opuścił osiedle.
Warszawa była
opuszczona jak dusza depresyjnego lwa. Miała przez to w sobie swego rodzaju
czar. Porośnięte bluszczem budynki, popękane ściany, szklane ulice, pokryte drobnymi
kawałkami okien.
Szedł w dół
ulicy aż natknął się na jedyny, dobrze zachowany budynek. Zdobił go złoty szyld
„Księgarnia”. Wszedł do środka. Tam czekało na niego tysiące książek. Były
pełne kolorów. Powoli coś do niego wracało. Jak gdyby dziecko przyłoży do
planszy jego umysłu dawno zagubiony ułamek puzzli. Nazywał kolory na nowo.
Czarny, czerwony, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy i inne. Wyjął
pierwszą lepszą książkę. I czytał, niczym dziecko.
Książka była
o rycerzu, który by uratować kobietę, którą uważał za coś pokroju własną własność,
oddał duszę diabłu. Opowieść skończyła się w momencie, gdy rycerz popełnia
samobójstwo, gdyż widzi, że nie udało mu się uratować ukochanej, właśnie na
skutek owego paktu z diabłem.
Następna
historia była o wędrowcu, który utracił własny kraj. Błąkał się on po świecie,
nasłuchując historii innych ludzi. Pewnego razu spotkał kobietę. Na początku
się kłócili. Bardzo nawet należało by powiedzieć. Jednak gdy pewien zły
człowiek porwał kobietę, wędrowiec pierwszy rzucił się na ratunek. Potem
stwierdził, że robi to dlatego, że kocha porwaną dziewczynę.
Kolejna
książka opowiadała historię kobiety sprzedającej swoje ciało za pieniądze. Była
zmuszona do tego ze względu na trudną sytuację życiową. Straciła rodziców.
Jednak sytuacja się zmienia, gdy poznaje mężczyznę. Przyszedł do niej ranny.
Pomogła mu. Okazało się, że był mordercą. Mężczyzna pokazywał jej analogię
między ich zawodami. Potem historia opowiada o tym, jak pomagają sobie i jak
rodzi się między z nimi więź.
Zamknął
ostatnią książkę.
Płakał.
Rozumiał już.
I nie chciał przez to rozumieć.
Czuł się
pusty. Jego życie, barwy jego życia, były monochromatyczne, szare, pesymistyczne.
Był samotny, nie wiedział o tym. Mała istotka nie mogła go przed tym uchronić.
Był sam. A ile człowiek może wytrzymać samemu, zwłaszcza, gdy dowiedział się,
co stracił?
Subskrybuj:
Posty (Atom)