Nie wiedziała, dlaczego tu przyszła. Była wesołą dziewczyną,
lubiącą się w imprezach i zakupach, o lekkim pociągu do poezji i filozofii.
Lubiła ubierać się w kolorowe ubrania, podkreślające jej beztroski charakter.
Teraz przypominała swym ubiorem czarną wdowę o kasztanowych włosach i dużych,
błękitnych oczach. Do jej uszu, zamiast topowych utworów z list przebojów, docierał
dźwięk organ. Stary, barokowy kościół zapełniony był po brzegi - morze czarnych
postaci zebrało się wokół dębowej trumny.
Po kolei przemawiali z ambony członkowie rodziny i bliscy
zmarłego. Przedstawiali go, jako pogodnego, uczciwego, wiernego własnym ideałom
i kreatywnego młodzieńca. Nikt nie poruszył przyczyn śmierci – każdy bał się
zabrać głos w sprawie samobójstwa i jego przyczyn. Znowu uświadomiła sobie, że
nie miała konkretnego powodu by przyjść. Zmarły był tylko jej kolegą z klasy, z
którym straciła kontakt na rok. I dzisiaj ostatni raz mogła go zobaczyć, nim
zamknięto wieko trumny.
Gdy, będąc już na cmentarzu, ksiądz wymówił „(…)i w proch
się obrócisz”, chciała odejść. Zatrzymała ją siostra zmarłego.
- Miło że się pojawiłaś, Alicjo – powiedziała. Była twardą
kobietą. Nie było po niej widać zmęczenia, smutku i cierpienia. Ale to były
tylko pozory z kamiennej twarzy, pod którą skrywała się posiekana na drobne kawałki
dusza, którą starał się poskładać anioł śmierci.
- Byłam mu to winna – odparła.
- Nie będę cię zatrzymywać, pewnie śpieszysz się na autobus.
Ale – zrobiła długą pauzę. Chciała coś powiedzieć, ale nie umiała. Czego się
obawiała? W końcu jak gdyby się rozmyśliła, jednak zrozumiała, że musi coś
powiedzieć – mam coś dla ciebie
Sięgnęła do torby
- Co? – spytała Alicja
- Pamiętnik. Chciał, byś go dostała. Jest dedykacja na
pierwszej stronie, z dnia w którym…
Alicja wzięła od niej niewielki, dziewięćdziesięcio kartkowy
zeszyt w twardej, skórzanej okładce. Ukłoniwszy się, ulotniła się na autobus. Wewnątrz
pojazdu przeczytała dedykację:
Dla Alicji od Patryka.
Mam nadzieję, że będzie czytać moje myśli od początku do końca, linijka po linijce.
Tylko wtedy wszystko zrozumie.
Zaciekawiona wstępem, przeszła do lektury.
Pierwszy dzień. Nowa
szkoła, nowi nauczyciele, nowi ludzie. Nowe życie, rozpoczynam z białą kartą,
na której mogę zapisać nie tylko kilka nowych, ciekawych zdań, ale mogę również
te przykre. Jestem jednak dobrej myśli.
Cała klasa fajna.
Chłopaków mam dziewięciu, dziewczyny piętnaście. Te pierwsze słowa mają na
razie wydźwięk pozytywny, a zaczynane nimi zdania wydają się być pozytywne,
jednak zawsze mogą się za nimi kryć podteksty, emocje, ukryte znaczenia, o których
dowiem się przy ponownym przeczytaniu ich życiorysu, jak kolejnej książki. Dziewczyny
są bardzo ładne, wydają się być malowane pędzlem prawdziwego mistrza. Czy
jednak będą jak ten owoc, który skusił Ewę, co na zewnątrz piękny, w środku
zabójczy się okazał?
- Ty to jakimś poetą
jesteś? – pierwsza uwaga jednej z nich, gdy odezwałem się na pierwszej lekcji
języka polskiego. Uśmiechnąłem się, w końcu ludzie mają jakoś tak, że każdego
filozofa biorą za poetę w swoich fachu. Czy to złe, czy dobre, nie mnie
oceniać.
- Taki ze mnie poeta,
jak z Mickiewicza racjonalista. Mam po prostu serce i patrzę w serce. Patrzę
tam, gdzie wzrok nie sięga i łamię to, czego rozum nie złamie. Ale nie obce mi
są również nauki ścisłe – tak jej odpowiedziałem. Spodobało jej się to.
Zbliżała się do swojego przystanku. Chowając pamiętnik do torby
wysiadła i udała się do domu. Budynek na przedmieściach był pusty – rodzice wyjechali
na wczasy, a brat siedział na studiach po drugiej stronie Polski. Wzięła szybki
prysznic, rozmyślając nad przeczytanym fragmentem – pamiętała całą wymianę zdań
z chłopakiem. A więc to wtedy notował, uświadomiła sobie. A ona była święcie
przekonana że to pilny uczeń i robi jakieś mapy myśli, z których będzie się
uczył.
Odebrała wiadomości głosowe ze swojej sekretarki – podczas
pogrzebu dzwoniła dwa razy mama, prosząc ją chcąc jej przypomnieć o jej
obowiązkach domowych. Oprócz niej, miała jeszcze wiadomość od brata, który
pochwalił jej się zaręczynami i chciał umówić się na spotkanie, by mogła poznać
bratową.
Ubrana w dół od piżamy i sweter, posprzątała salon i zrobiła
sobie obiad. Potem poszła do swojego pokoju. Z powodu nostalgii przejrzała
album z liceum – Patryk pojawiał się dosyć często w tle. Wtedy postanowiła
wrócić do lektury skórzanego zeszyciku. Kilka kolejnych stron zabierało
obszerne opisy szkoły i elementów natury. Znalazła fragment ich wycieczki na
kreml – zawierały, oprócz typowego jak na niego, poetyckiego opisu również skromną
ilustrację, na kolejnej stronie zaś zdjęcia z tamtego wyjazdu. Co ciekawe,
miała kilka fotografii, o których sama nie wiedziała. Cztery cyfrowe obrazy,
ułożone na jednej stronie, przedstawiające ją w różnych sytuacjach – jej śmiech,
jej niewinny uśmiech, jej zamyśloną twarz patrzącą na chłodny zachód słońca
oraz zdjęcie na którym przytulała się do swojej najlepszej przyjaciółki.
Wróciliśmy z Rosji.
Trochę źle czułem się z faktem, że dla większości mojej klasy był to tylko
pretekst, by odpłynąć w królestwo Dionizosa, a nie by poznać ciekawą,
orientalną kulturę tej części świata. Nauczyciele byli ślepi z własnej woli,
nie mam im tego za złe. Młodzież musi się wyszaleć. Ale na szczęście, mogę to
powiedzieć z pełną ulgą w sumieniu i głowie, nie wszyscy tak to potraktowali.
Alicja chyba jest trochę podobna do mnie. Magnetyzm? Nie wiem. Jest bardziej
tajemnicza niż kocica chodząca własnymi drogami. Jak bardzo próbuję jej
powiedzieć cokolwiek, mam coś pokroju tremy i paraliżu mięśni języka. Czuję
się, jak gdyby struny głosowe mi się rozstroiły. Boje się, że mnie wyśmieje.
Dużo kobiet tak by zrobiło. Przecież jestem dla nich kimś z innego świata, żyjącego
na granicy snów i jawy.
O czym myślisz przed
zaśnięciem? – spytała mnie dziś. Siedziałem sam szatni, bo jako jedyny nie
pomyślałem, by sprawdzić na którą godzinę powinienem się stawić. Ona była druga.
Tak wyszło z naszej konwersacji, która zaczęła się od zwykłego narzekania na
system informowania uczniów o odwołaniu lekcji. Potem rozmawialiśmy o pomysłach
na przyszłość. I potem padło to pytanie. O czym myślę przed snem? Szczerze to o
tym, że chciałbym się zakochać – człowiek bez miłości to człowiek który nie
żyje a egzystuje. Żadnej jednak nie potrafiłbym oddać całego siebie. Żadna by
mnie nie zrozumiała.
- A mówił że z romantykami nie ma nic wspólnego –
uśmiechnęła się. Po raz pierwszy tego dnia. Tak wspomniała sobie inną sytuację,
kiedy zmartwiona wynikami egzaminu rocznego z historii był jednym który potrafił
ją pocieszyć i zmotywować do dalszej pracy. Człowiek cień, którego było pełno i
jednocześnie nie było go widać. To przecież on, a nie samorząd, rozwiązywał problemy
z nauczycielami, załatwiał wycieczki i pomagał zrozumieć niektóre zagadnienia.
Przecież uczyła się z nim do sprawdzianu semestralnego z matematyki. Jak dziwnie
było przypomnieć sobie, że nigdy mu za to nie podziękowali. W sumie, to nikt go
nie znał. Na pogrzebie oprócz niej, były jeszcze trzy osoby z naszej klasy. Widać,
nie wszyscy skojarzyli, o kogo chodzi.
Kim dla nich był? Nie wiedziała. Z jednej strony był kimś, a
z drugiej nikim.
Do matury zostało
czterysta dni. A ja o niej nie myślę. Egzamin dojrzałości? Każdy przyjmuje go
na zasadę potrójnej litery Z – Zakuj, zdaj zapomnij. Pierwszy lepszy student
politechniki nie wymieni ci utworów Goethego które czytał, a student
dziennikarstwa nie wie, co to wzór Herona. Uczymy się nie myśleć. Uczymy się o
tym, jak ważne jest być dwulicowym. Jak prawo nie jest dla ludzi a dla tych,
którzy umieją je omijać. Przykład najlepszy – mój kolega na fakultetach uczył
się o tym, jak wykorzystywać błędy w procedurach maturalnych na swoją korzyść.
Inny – moja koleżanka napisała za dobrze próbną maturę, nie zmieściła się w
kluczu. Co się stało z tym światem? Wpajaną nam wartością jest donosicielstwo,
a miłość ukazuje nam się w mało smacznych aktach jako tylko tą cielesną. Platon
przewraca się grobie. A gdzie te proste momenty? Gdzie niewinne spojrzenia,
szukanie ukochanej osoby we własnych myślach przed snem, w końcu pierwszy
pocałunek, kupowanie kwiatów, a potem, po wielu miesiącach zdobywania zaufania,
próby wspólnego snu. Czuję się jak ostatni samuraj na placu boju, otoczony
przez nowoczesną, niehonorową armię.
Przyznała mu rację, sama łapiąc się na tym, że przecież sama
straciła dziewictwo z chłopakiem po kilku miesiącach. No proszę, pomyślała, ile
mądrych myśli trzymał w sobie. Był faktycznie jak ostatni samuraj. Sam na placu
boju, otoczony przez to, przeciwko czemu walczył, nie mogąc pogodzić się z porażką,
staje do ostatniej w życiu szarży.
- Niby taki cichy, a w środku jaki bojownik – powiedziała to
strasznie głośno – A wszyscy mieli cię za przysłowiową ciotę. Obrażali cię za
twoimi plecami, wyśmiewając twoje ideały. Ty tylko udawałeś, że nie słyszysz.
Po opisie kilku miesięcy natrafiła na wpis z pierwszego dnia
trzeciej klasy liceum.
Coś jest ze mną nie
tak. Boje się. Nigdy tak się nie czułem. Jestem jak Prometeusz, któremu orzeł
wygryza wątrobę. Ból jednak dosięga mnie z klatki piersiowej. Nawet nie ból.
Dziwne uczucie pustki. Tak, jakby wokół mnie miał powstać wielki, podobny
wałowi Hadriana obiekt, którego zadaniem jest pozostawić mnie w całkowitej
ciemności. Jest tylko jedno wyjście, jakoby drzwi. Co się ze mną dzieje? Czyżby
dopadła mnie klątwa, która zgubiła setki męskich głów? Oby nie, to ostatni rok.
Potem będę znowu wolny. Przeanalizowałem kartki, na których pisałem słowa
swojej historii. Większość to zdania negatywne, poza kilkoma. W tym i Ona.
Kwiat nasturcji w ogrodzie pełnym chwastów, anioł pośród diabłów, człowiek
pośród wilków. Tylko czy ona to wie, to jest problem. Nie umiem mówić, jestem
słaby. Mają rację, że się ze mnie śmieją. A jeśli mam szansę?
- Co? – zdziwiła się - Że niby on?
Patryka zapamiętała jako chłopaka przeciętnej urody, który
wydawał się być bliżej bycia pustelnikiem. Jednak była pewna, że gdyby znalazł
dziewczynę, byłaby ona najszczęśliwszą kobietą na świecie. Bo taki chłopak,
pełen szacunku dla przeciwnej płci, wierny i szlachetny to skarb, którego każdy
powinien szanować. Nie przychodził pijany do domu…
Upiłem się. Już więcej
jej nie zobaczę. Dzisiaj pożegnaliśmy się. Rodzicom powiedziałem, że to stres pomaturalny
i że mi przejdzie. Nie wiem ile tego gówna w siebie wpakowałem. Nie mogę
przestać myśleć o niej. O tych drobnych gestach, o uśmiechach, o radości jaką
mi sprawiała sama jej obecność. Mogła by być moim ideałem, moją królową, której
oddawałbym hołd, ale to wszystko stracone. Byłem tchórzem. Przejdzie mi. Każdemu
przechodzi. Jestem otoczony Wałem Hadriana. Nie muszę się obawiać o miłość.
- O matko, to on tak się zakochał? – pytała, czytając wiersz
za wierszem, jakie pisał do swojej ukochanej. Żaden chyba nie dostał się w jej
ręce. – A szkoda – powiedziała bardzo głośno, zastanawiając się nad nimi – może
zmieniłaby zdanie? Takiemu wyznaniu żadna kobieta nie mogłaby się oprzeć. Ach,
żeby mnie tak ktoś pokochał!
Poczęła przeglądać dalej wiersze, gdy nagle zamarła. Poczuła
niemożliwy chłód i ucisk w klatce piersiowej, jakby ktoś wbijaj w jej serce
lodową igłę.
Pięknaś jak bogini z południa
Błękit twego oka jak studnia
Głęboki. To ja, stary amant
Wygłaszający ostatni dramat!
Kochałem cię za myśl i dusze
Bez ciebie nieludzkie katusze
Przeżywałem, tego nie poznałaś
I ze mną niestety nie przeżywałaś
Bo nie byłem dość odważnym
A więc i nikim ważnym
Kocham cię nadal, jakom żyw
Ale to był chyba mój ostatni zryw
Ostatni wiersz rozpoznała. Dostała taki sam trzy miesiące
temu od tajemniczego nieznajomego, który ponoć był w niej zauroczony. Nagle
wszystkie obrazy zaczęły jej się w głowie układać. Łączyła: fakt za faktem, wspomnienie
za wspomnieniem. I następna strona pamiętnika, mimo że pokreślona, wszystko
wyjaśniła.
Koniec! Kurwa koniec!
Ma chłopaka! Spała z nim! Kurwa mać! Jestem zrozpaczony. Moja cała osoba poszła
się jebać, by mnie wkurwić i zalać mi oczy myślami o tym, że trzyma ją ktoś
inny, że ktoś inny szepcze jej do ucha czułe słówka a potem ją pierdoli! Czemu?
Czemu kurwa znowu ja? Mam wizje tego, jak śmieje mi się prosto w twarz z
wartości, jakimi się kierowałem. Jakim byłem kurwa kretynem! Jakim byłem kurwa
frajerem! Taki jak ja nie nadaje się na ten świat! On mnie rozpierdoli od
zewnątrz i wewnątrz – moje ciało zgnije w jakimś rynsztoku a dusze potnie jakiś
diabeł i połamie kołem. Ręce mi się trzęsą. Wódka stała mi się przyjaciółką w
ostatnich dniach, taką jedyną siostrą! Dla niej mógłbym kurwa wszystko! Czemu
ją pokochałem?! Nigdy tego nie chciałem! Nigdy! Żebym ja jej nie pokochał, to
ja… byłbym… byłbym… byłbym wolny, jak sokół na polskim niebie. A tak?
Rozpierdalam pół pokoju. Koniec! Mam kurwa dość! To boli! Za bardzo boli! Nie
mogę spać, bo widzę tylko ją! W objęciach innego!
Płakała. Poczuła, że tęskni do czegoś, co nigdy nie miało
miejsca. Jakiegoś wspomnienia, które nigdy się nie wydarzyło i nie zapisało w
jej pamięci, a które jak żywe stanęło przed jej oczami. Krzyczała, tłukąc
rękami o ścianę. Czemu była taka ślepa? Mogła uratować go i mieć wspaniałego
faceta. Spojrzała jeszcze raz na jego twarz, która migała w tle. Odszedł ktoś
wyjątkowy. Ostatni taki swojego rodzaju.
Ostatni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz