Z imieniem, dla mnie bezimienna
Czerwone do złości włosy
Zwinęła w warkocz, niczym zboża kłosy
Stała tam, taka jedna
Charakterem płomienna
Stała kobieta o ciemnych oczach
Wypowiadała się w pięknych słowach
Ale znikła. Słów nie użyła
Mój męski honor splamiła
Szukałem jej tydzień, miesiąc
Rok, gdy, sam ze sobą się żrąc
Biłem się ze wspomnieniami każdej nocy
Wspomnieniem bezbronności, gdy wołała pomocy
Wspomnieniem bezbronności, gdy wołała pomocy
Bolą wspomnienia każdej konwersacji
Wstyd mi teraz, że nie miałem racji
Stała tam, czekała na mnie
Mój blask przy niej blednie
Zaśmiała się, jak miała w zwyczaju
I już razem wstąpiliśmy do raju
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz