wtorek, 9 grudnia 2014

Kompleks niższości

Już raz pisałem o specyficznych cechach naszego narodu. Faktem jest, że gdzie spotyka się trzech polaków, tam trzy racje, a czasami i więcej. Jednak tym jest właśnie dyskusja. Wyrabianiem własnej, niezależnej od nikogo opinii, na podstawie przedstawionych pod nos faktów. Opinia jak kobieta, zmienną jest, w zależności od przedstawionych właśnie faktów. Jednak ciągle, jest ona subiektywna.

Nie inaczej jest, gdy przychodzi do sędziowania walk. Sędzia wydaje opinię. Nie obiektywną, bo ta, jak pisałem, jest zawsze subiektywna. Muszą, dodatkowo, działać pod presją. Mają mało czasu na zastanowienie się, kto bardziej przeważał. Każda ich decyzja zostanie później oceniona przez fanów. Dobra nagrodzona brawami, nawet jeśli oklaski są bardziej w stronę zawodników. Zła zostanie wygwizdana. I wtedy będzie słychać, że sędzia kalosz. Potem słyszy się, jacy to niedobrzy sędziowie są na KSW, najlepiej niech w ogóle nie będzie Polaków, tylko zagraniczni sędziowie dadzą pewien spokój w decyzjach. Co jednak, jeśli zagraniczny sędzia również da wygraną niezasłużoną?

Istnieje pewien podejrzany trend, który utrzymuje się od dłuższego czasu w społeczności ludzi, którzy mają się za "fanów prawdziwego MMA", "prawdziwych fanów MMA", reszcie zarzucają niewiele jasną "Januszowość". I o ile ten termin już brzmi podejrzanie - bo czym jest właściwie prawdziwe MMA nie potrafi mi określić nikt po dziś dzień, podając bajki o ustawianiu walk - to jego następstwa są zaskakujące. Każdy prawdziwy fan mieszanych sztuk walki punktuje walki swoich rodaków przeciwko nim. Jeśli Polak, jakimś dziwnym cudem, wygrał wyrównany pojedynek, to zarzuca się, że sędziowie źle wydali OPINIĘ, że Polak powinien przegrać. Zaczyna się potem wiązanka nic nie zrozumiałych zwrotów, z których ktoś kogoś nazywa cebulą, ktoś porównuje do leminga. Dyskusja przemienia się w konkurencję, kto mocniej dołoży do pieca o nazwie "Hejt". Hejt, bo inaczej tego nazwać nie można. Nie jest to konstruktywna krytyka. Często nie jest poparta logicznym rozumowaniem. Dla nich jest to jednak w porządku. Bo rzetelność, to w dzisiejszych czasach nic innego, jak szukania dziury w całym i podkreślania, jacy to my źli nie jesteśmy. Rzetelność, to ciągły pesymizm.

Oczywiście, w drugą stronę przesadzać również nie wolno. KSW popełnia błędy. Ciągle się rozwijają, nie mają konkurencji na karku. Jednak to nie jest firma prowadzona hobbystycznie. A przynajmniej taką już nie jest. To marka komercyjna. Martin Lewandowski i Maciek Kawulski chcą przede wszystkim zarobić na swoim produkcie. I do tej pory robią to genialnie. Nie podoba wam się, że KSW inwestuje w Pudzianowskiego, sprowadzając mu podejrzanych rywali? Że walki są łatwe do typowania? Nie oglądajcie. Te maksymalnie tysiąc osób nie przybliży KSW do promotorskiego raju. Niech prawdziwi kibice MMA, bojownicy tego sportu, urządzają bojkot z nad swoich klawiatur nie oglądają. Nie męczcie nas potem, że dla was jedyną słuszną zasadą, jaką powinien wprowadzić duet właścicieli KSW, jest obowiązek przyznania zwycięstwa zawodnikowi z zagranicy, jeśli ten nie zostanie znokautowany lub poddany. Bo oczywiście wszyscy wiemy, że Polacy są tak słabi w MMA, że decyzją nigdy nie wygrywają. Taki to nasz kompleks niższości.

sobota, 31 maja 2014

The Ultimate Fighter Brazil 3 Finale - Typowanie


Rozpoczynająca się za dwie godziny - w chwili pisania tego tekstu - pierwsza od 2010 roku gala UFC w Niemczech przykuła uwagę nie tylko wszystkich polskich mediów, ale także większości światowych. A przecież po niej rozpoczyna się bardzo interesująca gala w Brazylii. Wydaje mi się, że ma na to wpływ ciągle zmieniany Main Event. Na początku miało to być niedoszłe starcie Wanderleia Silvy z Chaelem Sonnenem. Później znakomity match-up Stipe Miocica z Juniorem Dos Santosem, by zakończyło się na walce tego pierwszego z Fabio Maldonado. Mimo wszystko, fight card gali w Sao Paulo jest pełen ciekawych starć, przez warty jest wytypowania.

Stipe Miocic vs Fabio Maldonado
Przed przejściem do UFC, Brazylijczyk słynął z mocnych pięści. Jednak walki dla największej federacji na świecie zweryfikowała moc w ciosach Maldonado. Jak większość zawodników z kraju kawy, Fabio ma lepszy parter od stójki. Co innego były zapaśnik z technicznym boksem o serbskich korzeniach, jakim jest Miocic. Przeczuwam, że będzie mocno punktował ciosami prostymi by pod koniec drugiej rundy, po kolejnym obronionym obaleniu, zafundować rywalowi mocarne KO. Stipe Miocic, (T)KO, 2R

Vítor Miranda vs. Antonio Carlos Junior
Za niecały miesiąc minie rok, odkąd Carlos Junior rozpoczął swoje treningi MMA. Widać w nim duże umiejętności parterowe. W trzecim sezonie The Ultimate Fighter Brazil udowodnił, że stójka też nie jest mu tak bardzo obca, jak można przypuszczać. Czy jednak da radę pokonać dużo bardziej doświadczonego Mirandę? Zważywszy na fakt, że kilku bardziej doświadczonych pokonał, jestem w stanie w to uwierzyć. Antonio Carlos Junior, DEC

Marcio Alexandre Junior vs. Warlley Alves
To może być najciekawsza walka gali. Kandydat do FOTN i POTN. Obaj są niepokonani i obaj kończą swoje pojedynki przed czasem. W programie prezentowali się dobrze. Jest to również najcięższy do typowania pojedynek. Kierując się intuicją, obstawiam na bardziej doświadczonego. Marcio Alexande Jurnio, (T)KO, 3R

Demian Maia vs Alexander Yakovlev
Rosyjski Bad Boy ma bardzo dobre zapasy. Nie boi się wymian stójkowych, a z Paulem Daleyem poradził sobie jak z amatorem. Jednak na debiut dostał czołówkę dywizji półśredniej. Jeśli Demian Maia nie będzie bawił się w kickboksera, to wygra. Demian Maia, SUB, 1R

Rony Jason vs Robbie Peralta
W głowie widzę jeden scenariusz tego pojedynku: zawodnicy rzucają się na siebie z lawiną ciosów, wchodząc w bardzo ostry slugfest. Z racji że uważam pieści Amerykana za cięższe, wynik starcia wydaje się być oczywisty. Robbie Peralta, (T)KO, 1R

Rashid Magomedov vs Rodrigo Damm
Damm nigdy nie robił na mnie wrażenia. Z tej konfrontacji może uratować go tylko jakieś cudem wykręcone poddanie. Były mistrz M1 ma wszelkie atuty by skończyć walkę przed czasem, ale postawię, że będzie stabilizował walkę swoimi zapasami. Rashid Magomedov, DEC

Elias Silverio vs Ernest Chavez
Ci dwaj kończą większość swoich walk decyzjami, czasem kusząc się o nokaut. Przeczuwam nudne starcie, w którym jeden i drugi będą próbowali wyczuć dystans i swojego rywala przez piętnaście minut, raz na jakiś czas wchodząc w brawl oraz klincz. Postawię na Brazyliczyka, który dostał w debiucie lepszego rywala od Chaveza. Elias Silverio, DEC

Paul Thiago vs Gasan Umalatov
Jeden z największych, zmarnowanych talentów UFC, Thiago, powraca do oktagonu po druzgocącej porażce z rąk Brandona Thatcha. Na przetarcie dostał Rosjanina, Gasana Umalatova, który idzie w grappling. Co z tego, skoro Brazylijczyk jest w tym lepszy? Paul Thiago, SUB, 2R

sobota, 3 maja 2014

Pierwsze strony zapisane wiosną



Była wiosna. Piękny śpiew ptaków ginął pośród szeptów drzew. Było tajemniczo, a zielone liście tworzyły atmosferę nostalgii do czasów przed cywilizacyjnych, gdzie matka natura, ta pierwotna siła rządząca światem, miała realny wpływ na rozwój tej pięknej planety, zielonej wyspy na oceanie kosmosu. 
Była wiosna, a kwiaty, które wcześniej milczały zimą, ciągnęły w górę, niczym skoczek olimpijski, próbujący przebić się przez bariery ludzkiego ciała, dzięki czemu zostanie zapamiętany przez następne pokolenia jako ten, co pobił rekordu. 
Była wiosna. To właśnie na wiosnę zawierane są znajomości, to właśnie w momencie rozkwitu życia budzą się takie uczucia jak miłość, gdzie dwoje ludzi, całkiem sobie odległych, łączy się uczuciem tak silnym, że czasami słowa „I śmierć nas nie rozłączy” nie są dostatecznie silne, by oddać ogrom mocy tego słowa. Ponoć to właśnie słowo było pierwszą siłą wszechświata. Nie mnie oceniać. 
Była wiosna. On był teoretycznie nikim. Prosta twarz, przeciętne rysy, a sylwetka też taka chuda, pewnie dzisiaj by się podobała, ale wtedy chudy nie miał szans bytu. Inteligent, z głową w chmurach, którego jedynym wysiłkiem było przetrzeć stare, wysłużone okulary. Pisał wiersze, opowiadania, książki i ogółem był obeznany ze słowem. Tworzył kolejna powieść do szuflady. Często to robił, gdy eksperymentował z nowym dla siebie gatunkiem. Zaczął od kryminałów, potem spróbował książek obyczajowych. Gdy jego warsztat się poszerzył, odważnie wkroczył w świat dramatów. Słowo w jego rękach było żywe. Styl tego młodzieńca potrafił poruszyć by nawet najtwardsze z najtwardszych serc, a gdyby ktoś przeczytał opis jakiejś postaci, ani chybi widziałby ją oczyma wyobraźni. Zdolny był zaprawdę chłopak. Jednak był również skory do wyzwań. Dlatego podjął się kolejnego gatunku. 
A był to romans. 
Tu tkwił problem. Chłopak nigdy nie przeżył miłości jako takiej. Dużo czytał, przez co naśmiewano się z niego. Jednak nigdy żadna białogłowa nie zwróciła na niego uwagi. Widocznie było tak z powodu jego ciała. Oczywiście, on był zauroczony widokiem krasnych panien, które migały mu na szkolnych korytarzach, lecz żadna nie utknęła mu w głowie na dłużej, niż dzień. Widocznie jego umysł kontrolował na wodzy serce, stworzone przecież przez Boga do kochania. A jak wiadomo, boski twór ciężko jest trzymać na wodzy przez dłuższy czas. Dlatego też nastała magiczna wiosna. On siedział w parku. Świeciło piękne słońce. Było ciepło, dlatego też i on ubrał się lekko. 
W parku zastał tajemniczą dziewczynę. Była ładna, za ładna jak na okolice, można by rzec. Ani za wysoka, ani za niska. Nie była ni za szeroka, ni za wąska. Idealna w każdym calu, zwracała uwagę okolicznych synów Adama. Nie wiedzieć czemu, to właśnie on, skromny poeta i literat, zwrócił jej uwagę. Nie wiedzieć czemu. Może to przez duże, zmęczone od czytania oczy? A może przez stare, zniszczone kartki pamiętnika, które ten zawsze nosił ze sobą? Na to pytanie ciężko mi odpowiedzieć. Faktem jednak było, że dziewczyna skierowała się ku niemu. Gdy stanęła twarzą w twarz z nim, wydawała się być wielce zainteresowana jego notatkami. Jej oczy płonęły zainteresowaniem do otaczającej rzeczywistości. Tak bardzo przypominała dziecko, próbujące na swój własny, dziecięcy sposób, poznać świat. Czy było to dobre, czy złe? Ciężko jednoznacznie określić. Bo gdyby nie ta ciekawość, nigdy nie narodziłaby się ta znajomość. 
- Hej – zaczęła. Jej głos wydawał się być miodem. Miodem dla jego uszu – Co robisz? – spytała, wskazując na notatki. 
- Zbieram materiały – odparł chłopak – pisuję opowiadania. 
- O – zdziwiła się. Zaskoczył ją – A jakie opowiadania? 
- O wszystkim. Głównie o problemach nas, ludzi, we współczesnym świecie. Nie chcę za bardzo wchodzić w temat, bo boję się, że nie zrozumiesz, co chcę przekazać, przez swoje prace, a w żaden sposób nie chciałbym zanudzać tak pięknej nieznajomej, jak ty. 
Dziewczynę oblał rumienieć. By to ukryć, wybuchła śmiechem, ale nie takim złym, drwiącym, a tym serdecznym, jakim przyjaciel obdarza tylko przyjaciela 
- Dobre sobie. Mnie ciężko znudzić. Moja mam twierdzi, że aby spróbować mnie zanudzić na śmierć, potrzeba przykuć mnie do krzesła, i maltretować tym samym materiałem przez okres dwustu lat, kiedy moja wyobraźnia przestanie nawet próbować wymyślać coraz to nowsze pomysły dla danego tematu. A tak poza tym jestem Marta. A ty? 
- Łukasz. 
Gdy wyjawił jej swoje imię, nie myślał nawet, że przyczynił się do rozpoczęcia najbardziej nieszablonowej relacji, jaka kiedykolwiek miała miejsce na tej skromnej planecie zwanej przez wszystkich jej mieszkańców Ziemią. 

Minęły dwa miesiące. Spotykał Martę częściej. Nie tylko w parku. Pojawiała się znikąd, przywołując wokół niego poczucie chaosu. Nic nie było takie samo. Gdy widział ją, czuł się taki dziwnie spokojny i pełen energii jednocześnie. Jego myśli były o wiele aktywniejsze, gdy stała tuż and nim. Nie raz siedziała obok niego, gdy zaczynał robić podstawowe szkice do swojej książki. Miało to być jego wielkie dzieło, które rozsławiłoby go na skalę światową. Nie powiem wam, co czym była ta książka, gdyż dzisiaj jej już nie można dostać. Powiem natomiast, że Marcie się podobała. Czytała pierwszy rozdział przedpremierowo, w chwili gdy go napisał. Była zafascynowana. Łukasz, najcichsza z rzek w okolicy, okazywał się mieć niesamowicie nieprzeciętną wyobraźnię. 
- To jest świetne – oceniła – Nigdy nie czytałam czegoś lepszego. Idealny masz styl. Będziesz wielki. Czuję już, jak twoje książki sprzedają się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Będziesz kimś! 
Łukasz tylko śmiał się z jej komplementów. 
- Nie schlebiaj mi tak, bo mężczyźnie nie wypada się rumienić, a słowo daje, jestem tego coraz bliżej, im dłużej rozmawiam z tobą. Dziękuję wszak za pozytywne opinie. 
Dziewczyna zrobiła ukłon na dworski wzór. 
- A może – zaczęła nieśmiało – może chciałbyś, aby twoje słowa zostały zamienione w obraz? 
Chłopak zaśmiał się serdecznie. 
- Słowa mają to do siebie, moja droga, że odpowiednio ułożone, stają się najciekawszym obrazem, jakiego ludzkość jest w stanie stworzyć przez setki lat! 
Ona jednak nie ustępowała. 
- Mimo wszystko chciałabym się podjąć tego zadania. Proszę! Czy mogę spróbować? 
On się zgodził. 
Następnych kilka tygodni pracowali razem. Ona patrzyła na niego, tworząc wzory do ilustracji jego książki. On zaś przypatrywał się jej, tworząc żeńską postać. Pewnego razu ich dłonie zetknęły się. Odskoczyli od siebie, zawstydzeni. Jednak za drugim razem ich elektryzujący dotyk trwał dłużej. Za trzecim już razem się pocałowali. Trwało to krótko, był to wszak drobny występek emocji. Jednak stało się faktem, że po tygodniu zaczęli ze sobą chodzić. To było dla wszystkich niepojęte, co taka ładna dziewczyna widzi w takim chłopaczku jak on. 

Byli ze sobą tak dwa lata. On cały czas pisał swoje największe dzieło, którego najważniejszą muzą była ona. To na ich relacji wzorował dzieło, za które później miał być znany. Nikt jednak nie wie, jak skończyło by się owo dzieło, gdyby nie wypadek. A wypadek zdarzył się na dwa dni przed tym, nim planowo chłopak miał podjąć najważniejszą decyzję swojego życia. Kupił nawet wszystkie wymagane ku temu przedmioty. Jednak gdy wrócił do domu, nie zastał ukochanej. W skrzynce natomiast czekał list. Był krótki, napisany nieznanym mu charakterem pisma. 
List mówił, by przyszedł na ulicę Jodłową o północy, z soboty na niedzielę, jeśli chce uniknąć popełnienia największego błędu w życiu. Język jednak zapisany był w taki sposób, że nie sposób było go zignorować. Tak więc udał się na Jodłową w noc z soboty na niedzielę. Znajdował się tam niewielki, zdawałoby się, klub „Streamline”. Gdy minęło piętnaście minut po północy, chciał już wracać do domu, gdy nagle dostrzegł kogoś, kogo w życiu nie spodziewałby się nigdy znaleźć. 
Do klubu wchodziła Marta. Niewiele myśląc, również wślizgnął się do budynku. Okazał się być większy, niż wyglądał w rzeczywistości. Pod ziemią ciągnęły się korytarze pełne pokoi. Łukasz śledził uważnie swoją ukochaną, gdy zauważył, że podchodzi do niej dwójka mężczyzn. Po chwili ci zniknęli w pokoju. Podszedł więc i zaczął patrzeć przez dziurkę od klucza. 
I o mało nie dostał zawału. Bowiem zastał ukochaną rozbierającą się przed nieznanym sobie mężczyznom, by po chwili zadowalać ich w sposób cielesny i to w taki sposób, jaki nigdy nie zgodziłaby się zaspokoić jego. Jakaś lodowa szpila wbiła się w serce chłopaka. Chciał wyjść, ale patrzył, jak ci nieznani mu ludzie korzystają z czegoś, co uznawał za swoją własność. 
O dziwo, Łukasz trafił do pokoju ochrony, a tam udało mu się zdobyć nagranie z dzisiejszej nocy. 

Marta wróciła na następny wieczór. Spokojnie, niby skradając się, wchodziła do ich mieszkania. Chciała powoli wślizgnąć się do sypialni, gdy nagle zapaliły się światła. Na fotelu siedział Łukasz. Był smutny. Na policzkach jeszcze było widać ślady łez. 
- Gdzie byłaś? – spytał trochę zimnym tonem. 
- U koleżanki. Mówiłam ci przecież, że idę nocować do Aśki – odparła. 
Zdenerwował się. 
- Tak? A co kurwa ma znaczyć to? 
I nagle na telewizorze pojawiło się nagranie z wczoraj. Marta stanęła jak wryta. Wydawała się być poza światem, a w jej oczach pojawiły się złe obrazy. Łzy poleciały po policzkach. Spojrzała na chłopaka, ale wiedziała, że nie znajdzie tam ratunku. Postanowiła więc milczeć. Łukasz widział jej smutek. Wyciągnął z kieszeni pudełko i rzucił z całą siłą pod jej nogi. Pierścionek z diamentem upadł tylko kawałek dalej. 
- Kochałem cię. Kochałem cię całym sobą. Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdziesz kogoś, kto kochałby cię bardziej. Może tak, a może nie. Wiem jednak, że przyczyniłaś się do podjęcia bardzo ważnej dla mnie decyzji – wskazał na jej spakowaną torbę – Idź precz z mojego życia. Śpij z kim chcesz, gdzie chcesz, byleby nie ze mną. 
Nim zdążyła się usprawiedliwić wyrzucił ją za drzwi. Dobijała się do jego mieszkania przez dwa tygodnie. Przez ten czas skończył powieść. Nazwał ją jej imieniem. Wysłał mailem do redakcji. Potem nastąpiło to, co musiało nastąpić. 

Martę spotkałem na pogrzebie. Płakała. Nie wiedzieliśmy, że była winna jego samobójstwa. Ja domyśliłem się prawdy potem, czytając zakończenie powieści. Okazała się bestselerem. Wbrew wszystkiemu, Łukasz ją kochał. Piętnaście procent z zysków zapisał na jej konto. Marta jednak nie była już tą samą osobą. Raz tylko rozmawiałem z nią o śmieci Łukasza. Było jej przykro, ale podobnież zrobić to co uczyniła. Zapłaciła za to najwyższą cenę. Zmarła zresztą dwa lata później. Prowadziła pod wpływem alkoholu. Nie wiem, czy było to umyślne samobójstwo, czy zwykły wypadek. I pewnie się nie dowiem. 
Ich pogrzeby, Łukasza i Marty, były bardzo różne. Jednak jest jedna cecha, która jak dzisiaj patrzę, nie zmienia się wcale. To, co łączyło ich pochówki, wprawia mnie do dzisiaj zakłopotanie i przypomina o dwójce najdziwniejszych ludzi, jakich przyszło mi poznać. Zgodnością była pora roku. 
Była wiosna.

sobota, 1 lutego 2014

Na Szybko: Soul FC 2 Next Battle


Miałem przed chwilą "przyjemność" robić relację runda po rundzie z odbywającej się w Zielonej Górze gali Soul FC. To, na co moje oczy patrzyły przez cztery godziny ciężko nazwać udanym eventem. Jeśli mam być szczery, wydawało mi się, że oglądam parodię MMA, jakiś nędzny żart, który organizator urządził sobie z niewinnego widza i mojej skromnej persony. Reklamy odklejające się od klatki kuły moje oczy w równym stopniu, co niedoklejona taśma na rękawicach zawodników. Było dużo śmiechów związanych z organizacją niektórych eventów PLMMA, ale PLMMA to poziom przynajmniej amerykański w porównaniu do Zielono Górskiej gali.
Jednak nawet odchodząc od spraw czysto technicznych, to matchmaking kulał. Oglądam dużo MMA, ale większa część rozpiski była dla mnie zwyczajnie anonimowa. Zestawienia były przez to praktycznie pozbawione emocji. Normalny kibic nie miał powodu, by włączyć dziś Orange Sport. To samo tyczy się chaosu, jak wynikł z ułożeniem rozpiski. Salimowi Touahriemu rywal zmienił się chyba z trzy razy - sam zawodnik dopiero na ważeniu dowiedział się z kim walczy.
Na minus również zasady. Brak łokci, dwie rundy - przypomina to czasy, kiedy MMA w Polsce raczkowało. Jak tak dalej pójdzie, ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania gali w "starym, dobrym stylu" - jedna 45 minutowa runda, brak limitów wagowych oraz walka na gołe pięści. Już widzę ten boom na MMA w gazetach typu Wyborcza. Oczywiście nie muszę mówić, że była by to antyreklama?
Nie oceniam walk, bo byłem skupiony na opisywaniu sytuacji w klatce. Raczej były słabe, ale zależy kto czego oczekiwał. Mnie się przyjemnie je opisywało. Całość widowiska popsuła tragiczna organizacja. W skali szkolnej daje tej gali ocenę NIEDOSTATECZNĄ! Oby jak najmniej tego typu wydarzeń na naszym krajowym podwórku. 

Soul FC 2 - play-by-play



Roman Baldy vs. Krystian Irzyk

Runda 1: Irzyk w 40 sekund znalazł się z góry. Kontroluje swojego rywala, ustawiając sobie pozycję. Łukasz Bosacki poniósł walkę do stójki, gdzie od razu doszło do wymiany, zakończonej wbiciem Baldego w siatkę. Baldy stara się odpowiedzieć mocnym kolanem. Jednak to Irzyk kontroluje pod siatką swojego rywala, bijąc i próbując obaleń.
Moja ocena: Irzyk 10-9
Runda 2: Bardzo szybko Irzyk przeniósł walkę do parteru, gdzie jego rywal pokusił się o nieudaną próbę klucza na rękę. Baldy nie próbuje nawet kontrolować swojego rywala. To Irzyk sprawia wrażenie aktywności. W ostatniej minucie Irzyk pokusił się o przejście pozycji, gdzie próbuje założyć coś podobnego do trójkąta rękami.
Moja ocena: Irzyk 10-9 (20-18)
Werdykt: Krystian Irzyk pok. Romana Baldego przez decyzję
Adam Lewandowski vs. Paweł Nawrot
Runda 1: W 20 sekund Adam Lewandowski powalił rywala na plecy ciosem i spuścił na głowę Nawrota grad uderzeń, zakończonych ciasnym duszeniem.
Werdykt: Adam Lewandowski pok. Pawła Nawrota przez poddanie, 0:58 1R
Artur Jagiełłowicz vs. Krzysztof Dobrzyński
Runda 1: Bardzo szybko obalił Krzysztof Dobrzyński. Jego rywal pokusił się o nieudaną próbę dźwigni na nogę, dzięki której wstał, by znowu zostać obalonym. Dobrzyński punktuje rywala słabymi ciosami. Dobrzyński rozpędził się, atakując cios za ciosem. Sędzia w końcu przerywa nie walkę a egzekucję, jednak moim zdaniem za późno.
Werdykt: Krzysztof Dobrzyński pok. Artura Jagiełłowicza przez TKO, 3:50 1R
Krzysztof Wolski vs. Witold Lisek
Runda 1: Od niskiego kopnięcia rozpoczęła się ta walka. Wolski ruszył w pewnym momencie do ciosu z sierpem w barowym stylu. Pracuje Lisek jednak na dystansie, okopując nogę rywala. Ma jednak respekt przed ciosami rywala. Kontroluje kickboksersko całe starcie. Wolski ma swoje zrywy, atakując obszernymi sierpami, z których jeden trafił, niestety w gardę rywala. Lisek spróbował latającego kolana na korpus, powracając do kickbokserskiej kontroli pojedynku.
Moja ocena: Lisek 10-9
Runda 2: Wolski stara się rozpocząć rundę dla siebie, jednak po chwili traci inicjatywę na korzyść rywala. Po kopnięciu Liska, dochodzi do klinczu i chwilowego przeniesienia walki na ziemię na korzyść Liska. Po powrocie do stójki Lisek wywiera na rywalu presję. Wolski jednak naruszył Liska, który ratował się obaleniem do dosiadu. Tam na spokojnie rozbija klamrę i przy nieudanej próbie przetoczenia przechodzi do balachy.
Werdykt: Witold Lisem pok. Krzysztofa Wolskiego przez poddanie, 3:45 2R
Sylwester Borys vs. Adam Labisz
Runda 1: Adam Labisz wyskoczył nagle z mocną kombinacją ciosów, po których osunął się Sylwester Borys. Olszytnianin jednak instynktownie przyczepił się do nóg, by uratować sytuację obaleniem. Tam walczy o pozycję, starając się punktować. Labisz skręcił się do balachy, jednak za daleko był łokieć, by technika mogła zostać dopięta. Borys prostuje się, by zadać celne ciosy, które mają przekonać sędziów punktowych o przyznaniu mu rundy. 
Moja ocena: Borys 10-9
Runda 2: Mocno rozpoczyna się druga runda. Borys rzuca mocne i obszerne ciosy, by pod koniec pierwszej minuty obalić rywala. Tam, na dole zadaje coraz więcej ciosów, zmuszając sędziego do zakończenia pojedynku.
Werdykt: Sylwester Borys pok. Adama Labisza przez TKO, 1:17 2R
Bogusław Fijałkowski vs. Bogusław Bagiński
Runda 1: Badają się w stójce przez pierwszą minutę zawodnicy, krążąc naokoło siebie. Fijałkowski urozmaica walkę kopnięciami. Przy próbuje kolejnego kopnięcia, Bagiński uderzył mocnym ciosem. Przy następnej konfrontacji poszli na wymianę, z której wyszedł klincz, z Fijałkowski pod siatką. Po rozerwaniu nastąpił faul Fijałkowskiego, który na chwilę zatrzymał walkę. Po wznowieniu pojedynku, Fijałkowski pierwszy przestrzelił obszernym sierpem. Znowu jednak Fijałkowski uderzył kopnięciem w czułe miejsce. Po wznowieniu panowie wracają do wyczuwania dystansu.
Moja ocena: Remis 10-10
Runda 2: Fijałkowski wykorzystuje przewagę zasięgu, punktując ciosami prostymi. Krąży dookoła Bagińskiego, by po każdym prawym prostym odskoczyć od przeciwnika. Bagiński nie zadaje celnych ciosów, raz na jakiś czas przestrzeliwuje ciosy proste. Nie pomaga nawet skrócenie dystansu, bo i tam widać wyraźną przewagę zawodnika Arachionu. Na dziesięć sekund przed końcem Bagiński obalił, ale gong nie pozwolił mu zaakcentować wygranej.
Moja ocena: Fijałkowski 10-9 (Fijałkowski 20-19)
Dogrywka zarządzona przez sędziów: Fijałkowski agresywnie rozpoczyna rundę dodatkową. Olsztynianin wydaje się mieć więcej energii. Raz po raz kąsa mocnymi ciosami Bagińskiego. Trafił po obrotowym łokciu kolanem pod łokieć, co było blisko faulu i tak zostaje uznany, przez co sędzia zarządza przerwę. Po powrocie do walki trzyma dystans jeszcze bardziej. Pod koniec dogrywki atak przypuścił Bagiński, ale gong przerwał mu atak.
Moja ocena: Fijałkowski 10-9
Werdykt: Bogusław Fijałkowski pok. Bogusława Bagińskiego przez decyzję po dogrywce. 
Damian Piątek vs. Emil Różewski
Runda 1: Nie patyczkują się zawodnicy, od razu przechodząc do agresywnej wymiany, po której obala rywala Emil Różewski. "Róża", będąc z góry, zadaje mocnych kilka ciosów. Wychodzi z dwóch prób balachy, obijając rywala słabymi, ale wywołującymi przewagę punktową ciosami. Ma pełną dominację nad sytuacją wewnątrz oktagonu "Róża". Pod sam koniec, rundy skręcił się Emil Różewski do dźwigni na nogę, którą wytrzymał do końca rundy, ale nie mógł przez nią kontynuować.
Werdykt: Emil Różewski pok. Damiana Piątka przez TKO, 5:00 R1
Bartłomiej Ambroziak vs. Salim Touahri
Runda 1: Po badaniu w stójce, Salim Touahri wystrzelił mocnym lewym sierpowym, który zamroczył przeciwnika. Rozkręca się coraz mocniej reprezentant Krakowa, kopiąc i punktując prostymi ciosami. Jedna z kombinacji lewy-prawy powaliła na ziemię Ambroziaka i tam Salim dokończył dzieła zniszczenia.
Werdykt: Salim Touahri pok. Bartłomieja Ambroziaka przez TKO, 1:33 R1
Walka Wieczoru
Maciej Linke vs. Łukasz Ziółkowski
Runda 1: Od mocnych ciosów zaczyna Ziółkowski, który stopuje szarżującego" Dezoo". Jednak ten wytrzymał uderzenia i obalił rywala. Tam rozpoczął pracę nad obchodzeniem pozycji, z pół gardy do bocznej a z bocznej do dosiadu, gdzie zaatakował mocnym ground and pound po którym przeszedł do balachy, którą odklepał Ziółkowski.
Werdykt: Maciej Linke pok. Łukasza Ziółkowskiego przez poddanie, 1:15 R1

piątek, 17 stycznia 2014

Kali ah?


Być może uciekał już tak długo, że zapomniał, jak wygląda poranek normalnego człowieka. To uczucie, normalność, było od niego oddalone niczym słońce oddalone od najdalszej w galaktyce gwiazdy. Czasami był nawet skory do stwierdzenia, że nie pamięta dawnego życia, tego kiedy budził się co piękny poranek ze spokojem w oddechu. Bez gwałtowności dnia dzisiejszego, która nawet mu już nie przeszkadzała. To ona stała się nawet dla niego naturalnością.
Obudziły go promienie słońca. Odbijały się w rozbitym szkle popękanych na podłodze butelek. To było przyjemne. Za przyjemne. Po chwili jego umysł, o ile to co miał wewnątrz siebie można nazwać umysłem, zastanawiał się, czy aby na pewno tak czuje się przyjemność. Co to w ogóle jest przyjemność? Czy jest to poczucie bezpieczeństwa? A co to jest bezpieczeństwo? Co określa granicę bezpieczeństwa? Jaka jest jego definicja?
Wstał. Widział w kawałkach rozbitego lustra swą głuchą i ślepą twarz. Twarz nikogo wszystkich. Bo kim on był dla tej pustyni emocji, jaką stała się ziemia? Wszystkim jako ostatni przedstawiciel najbardziej niewdzięcznego, brutalnego, bestialskiego, zwyrodniałego gatunku. Nikim, jako ostatni przedstawiciel najbardziej niewdzięcznego, brutalnego, bestialskiego, zwyrodniałego gatunku.
Kimkolwiek by nie był, jak każda żywa istota miał w sobie taką inną małą istotkę, która szeptała, że nazywa się dusza, a czasami sumienie, a jeszcze czasami instynkt. To ona podpowiadała mu, co powinien zrobić. Teraz ta mała istotka mówiła, by poszedł coś zjeść. Tak więc poszedł. Po drodze rozmawiał z małą istotką. Była jedyną jego towarzyszką. Ale czy taka istotka faktycznie może być towarzyszką? Czy towarzyszka to przypadkiem nie osoba, która idzie z tobą nie dlatego, że jest przywiązana, a dlatego, że jest to jej własna, nieprzymuszona wola? A jak więc nazwać małą istotkę, która wszak była dla niego na tyle miła, że spędzała z nim czas, ale jeśli, podkreślam jeśli, robiła to tylko dlatego, że nie mogła udać się w swoją drogę? A co jeśli ona tak naprawdę go nienawidziła? Co jeśli była zmyślnym kłamca obietnic, politykiem o nieszczerej twarzy? Tego nie mógł wykluczyć.
Zjadł. Pierwszy raz zjadł więcej niż kromkę chleba. Do śniadania dołożył malutką kosteczkę żółtego sera. Popił wodą. Mała istotka mówiła mu, że powinno mu to smakować. Nie wiedział, czy smakował. Co to był smak? Jakieś odczucie, tyle pamiętał. Zmysł? Nie wiedział, co to zmysł. Nie wiedział za wiele.
Ostatni raz zadał pytania, zdobywał tą niematerialną wartość jaką była wiedza, gdy był młody. Miał może dwanaście lat. A może dwadzieścia? Potem rozpoczęła się wojna. Był za mały, by ta dwójka większych osób, na których chyba mówiło się rodzice, powiedziała mu, dlaczego wojna wybuchła. A potem i rodziców nie było. Pewnego dnia po prostu obudził się i nikogo nie było. Ani ciotek, ani wujów, ani mam, ani tatów, ani żadnej innej osoby. Nie było kolegów z boiska, Anki z ósmego piętra, na którą jego matka mówiła „szmata”. Nie było nikogo. Był tylko on i mała istotka.
W końcu wstał. Chciał pójść na spacer.
Bloki, kiedyś pełne tych samych próżnych, dumnych, pysznych, nikczemnych i brutalnych bestii były puste. Wiedział, że nikt nie wyjdzie z za rogu by na niego nakrzyczeć. Bloki nie były już blokami jako blokami. Bloki, te stare bloki były pękniętymi graniastosłupami. Zlepkiem metalu, kamieni, masy i innych potrzebnych do zbudowania ich materiałów. Były „blokami”, ale nie blokami, bo nie miały w sobie tego, co te bloki miały przed wojną. „Bloki” nie były blokami, bo nie miały życia.
Jednak mimo że nie miały życia, można było po nich chodzić. Chodzenie po schodach uważał za jeden z najlepszych zabójców czasu. I pewnie kolejny dzień spędził by w tych nieblokach, chodząc schodek po schodku, metr po metrze, piętro po piętrze, raz szybciej raz wolniej, gdyby nie przypadek.
Postanowił zobaczyć mieszkanie. Nie wiedział, czemu nie wszedł tam wcześniej. Mała istotka nigdy nie mówiła mu, by to zrobił. Z drugiej strony, mała istotka nie mówiła mu nigdy, by tego nie robił.
Uchylił drzwi. Skrzypienie długo nieoliwionych zawiasów rozniosło się po pomieszczeniach. Na podłodze walały się zdjęcia. Dwie piękne kobiety. Jedna miała włosy jasne, druga ciemne. Kolorów już nie rozpoznał.
Szedł dalej.
Widział kij do baseballa pod lustrem, w łazience, z otwartej pralki wystawało ramiączko sukienki. Kilka razy trafił na przyrządy lekarskie, w kuchni lodówka oblepiona była serduszkami. I wreszcie trafił na najbardziej niespodziewane zjawisko. Z tym przedmiotem spotkał się dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach beznadziejnej udręki, jaką była szkoła.
Na stole w salonie leżała książka.
Była gruba i duża. Przeczytał tytuł. Ogniem i Mieczem Henryka Sienkiewicza. Otworzył na pierwszej lepszej stronie. Ilustracja przedstawiała rosłego mężczyznę, z wąsami i brodą. Kłaniał się innej postaci. Kobiecie. Bardzo pięknej kobiecie. Obok był jego monolog. On uchwycił fragment: Co ty mnie uczyniła ne znaju, ale to znaju, że jeśli ja tobie nieszczęście, to i ty mnie nieszczęście. Żeby ja ciebie nie pokochał, byłby ja wolny jak wiatr w polu i na sercu swobodny, i na duszy swobodny. Pokochał? Co to znaczy pokochał? Co to za uczucie? Co oznacza, że kogoś się pokochuje? Jak człowiek się pokochuje?
Wziął książkę ze sobą. Postanowił, że musi znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Wyszedł więc. Szedł pustymi jak głowa człowiecza ulicami. Rozmyślał nad cytatem, który przeczytał. Nie wiedział czemu, ale wydawał mu się jakiś wyjątkowy. Jakiś specjalny. Warty zapamiętania.
Po raz pierwszy od dawna opuścił osiedle.
Warszawa była opuszczona jak dusza depresyjnego lwa. Miała przez to w sobie swego rodzaju czar. Porośnięte bluszczem budynki, popękane ściany, szklane ulice, pokryte drobnymi kawałkami okien.
Szedł w dół ulicy aż natknął się na jedyny, dobrze zachowany budynek. Zdobił go złoty szyld „Księgarnia”. Wszedł do środka. Tam czekało na niego tysiące książek. Były pełne kolorów. Powoli coś do niego wracało. Jak gdyby dziecko przyłoży do planszy jego umysłu dawno zagubiony ułamek puzzli. Nazywał kolory na nowo. Czarny, czerwony, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy i inne. Wyjął pierwszą lepszą książkę. I czytał, niczym dziecko.
Książka była o rycerzu, który by uratować kobietę, którą uważał za coś pokroju własną własność, oddał duszę diabłu. Opowieść skończyła się w momencie, gdy rycerz popełnia samobójstwo, gdyż widzi, że nie udało mu się uratować ukochanej, właśnie na skutek owego paktu z diabłem.
Następna historia była o wędrowcu, który utracił własny kraj. Błąkał się on po świecie, nasłuchując historii innych ludzi. Pewnego razu spotkał kobietę. Na początku się kłócili. Bardzo nawet należało by powiedzieć. Jednak gdy pewien zły człowiek porwał kobietę, wędrowiec pierwszy rzucił się na ratunek. Potem stwierdził, że robi to dlatego, że kocha porwaną dziewczynę.
Kolejna książka opowiadała historię kobiety sprzedającej swoje ciało za pieniądze. Była zmuszona do tego ze względu na trudną sytuację życiową. Straciła rodziców. Jednak sytuacja się zmienia, gdy poznaje mężczyznę. Przyszedł do niej ranny. Pomogła mu. Okazało się, że był mordercą. Mężczyzna pokazywał jej analogię między ich zawodami. Potem historia opowiada o tym, jak pomagają sobie i jak rodzi się między z nimi więź.
Zamknął ostatnią książkę.
Płakał.
Rozumiał już. I nie chciał przez to rozumieć.

Czuł się pusty. Jego życie, barwy jego życia, były monochromatyczne, szare, pesymistyczne. Był samotny, nie wiedział o tym. Mała istotka nie mogła go przed tym uchronić. Był sam. A ile człowiek może wytrzymać samemu, zwłaszcza, gdy dowiedział się, co stracił?  

środa, 15 stycznia 2014

UFC Fight Night 35: Rockhold vs. Philippou play-by-play

170 lbs: Charlie Brenneman vs. Beneil Dariush
R1: Po krótkim badaniu w stójce, Brenneman poszedł w klincz. Po rozerwaniu, Dariusz zatakował lewym prostym, który doszedł do szczęki rywala. Brenneman, by uniknąć nokauty, złapał za nogę rywala. Dariush przeszedł jednak przeciwnika, wszedł za plecy i po serii ciosów zapiął duszenie, które Brenneman musiał odklepać.
Werdykt: Beneil Dariush pok. Charliego Brennemana przez poddanie; 2.45 1R
155 lbs: Vinc Pichel vs. Garett WhiteleyR1: Panowie zaczęli walkę od bardzo mocnej wymiany. Jednak przed końcem drugiej minuty Pichel przeniósł walkę na ziemię.Tam po kilku ciosach, Pichel pokusił się o nieudaną skrętówkę. Whiteley uwonił się, samemu w odwecie zakładając duszenie. Z tej techniki jednak jego rywal uciekł do stójki, by na ostatnie 30 sekund przenieść walkę do parteru.
Moja ocena: Pichel 10-9
R2: Pichel po kolejnym badaniu w stójce przystąpił do kombinacji lewy-prawy-obalenie, podczas której Whiteleyowi wypadł ochraniacz. Na plecach spędził lwią część rundy, przyjmując soczyste ciosy od Pichela.
Moja ocena: Pichel 10-9
R3: Po kolejnym krótkim czasie spędzonym w stójce, Pichel obalił Whiteleya. Na ziemi obijał rywala kolejnymi mocnymi ciosami, by po nieudanej próbie sweepa znaleźć się w pozycji do wykonania brabo, które nie wyszło. Dzięki źle dopiętej technice Whiteley powrócił do stójki, gdzie po wejściu w klincz zaryzykował próbę kimury i kolejnej dźwigni, które to przerwał gong.

Moja ocena: Pichele 10-9 (30-27)

Werdykt: Vinc Pichel pok. Garetta Whiteleya przez Decyzję (3 x 30-27)

125 lbs: Alp Ozkilic vs. Louis Smolka
R1: Po przybiciu piątek, Ozkilic zaczął walkę od rzucania niedochodzącymi do celu sierpami, na co Smolka odpowiadał nieudanymi niskimi kopnięciami. Po próbie jednak wysokiego kopnięcia Smolki Ozkilic wykonał obalenie, po którym zaczął zadawać lekkie, punktujące ciosy. Smolka skręcał się do balachy, na co Ozkilic nie dał się złapać, a co Smolka wykorzystał by wstać. W stójce zadał jeden mocny, chwiejący rywalem cios, na co ten odpowiedział tym samym. Po pogoni za rywalem, Ozkilic dwa razy obalił rywala. Pojedynek po próbie gilotyny ze strony Smolki wrócił do stójki, gdzie Smolka spróbował zaatakować latającym kolanem, które przestrzelił. Ozkilic skupiał swoje uderzanie na obszernych ciosach sierpowych, gdy Smolka starał się więcej kopać.
Moja ocena: Ozkilic 10-9
R2: Smolka znowu uderzył kolanem na co Ozkilic odpowiada swoimi sierpami. Zawodnik z Turcji wyraźnie stara się ustrzelić swojego rywala. Smolka tym razem skupił się na ataku na głowę, gdy Ozkilic celuje w tułów, by przejść po obalenie, z którego jego rywal próbował duszenia brabo. Po powrocie do stójki Ozkilic znowu celuje w twarz, ale Smolka łapiąc klincz uderza w brzuch rywala serią kolan i zakończył łokciem. Ozkilic chwieje się po ciosach Smolki, jednak ciągle przytomnie się broni. Smolka czuje się coraz pewniej wymieniając ciosy z Turkiem, który w ogóle nie próbuje zejść do parteru. Udaje mu się to dopiero pod koniec rundy, co Smolka wykorzystuje by złapać nogę a w rezultacie wrócić do stójki, tylko po to, by Ozkilic znowu obalił rywala. 

Moja ocena: Smolka 10-9

R3: Tylko 15 sekund potrzebował Ozkilic by obalić Smolkę, który umiejętnie wrócił do stójki, gdzie punktuje rywala prostymi ciosami. Ozkilic wdaje się w wymianę zakończoną kolanem. W wojnie na kopnięcia również góruje Smolka. Zawodnik z Turcji przyjmuje coraz więcej ciosów. Smolka zanotował również nieudaną próbę obrotówki. Ozkilic w końcu poszedł po obalenie, tym razem obronione przez Smolkę. Zdesperowany, rzuca się z ciosami na rywala, który kontroluje walkę ciosami prostymi. Gdy wszedł jeden za mocny cios za dużo, Ozkilic poszedł po obalenie, które Smolka obronił jak i drugie następujące, po którym znalazł się z góry i pokusił się o brabo. Puszczając technikę, znalazł się na górze, skąd uderzał Ozkilica mocnymi ciosami z dosiadu, gdzie nawałnicę ciosów przerwał gong.

Moja ocena: Smolka 10-8 (29-27)

Werdykt: Louis Smolka pok. Alpa Ozkilica przez decyzję (3 x 29-28)

185 lbs: Brian Houston vs. Trevor Smith
R1: W drugiej połowie pierwszej minuty Houston poszedł po nogi Smitha, na co ten odpowiedział nieudaną próbą gilotyny. Po powrocie do stójki Brian spróbował szczęścia ponownie, znowu ładując się w gilotynę, z której uciekł i przycisnął rywala do siatki. Po powrocie na środek Smith trzyma dystans kopnięciami, polując na nokautując uderzenie. Houston kontruje go prostymi ciosami. Smith trzyma dystans, by po chwili obalić rywala, łapiąc podchwyt do trójkąta rękami. Po chwili rezygnuje z techniki by skupić się na punktowanie rywala ground and pound. Moja ocena: Smith 10-9R2: Pierwszy zaatakował prostym Smith. Houston stara się trzymać dystans, by po chwili zaatakować niskim kopnięciem. Tym samym odpowiada Smith. Po chwili rzuca się po nogi rywala, co ten blokuje udanym sprawlem. Jedno z kolan rozcięło twarz Smitha. Ten mimo wszystko idzie po dwie nieudane próby obalenia, chwytając się gorączkowo nogi rywala. Houston notuje kolejny piękny sprawl. Smith wydaje się nie mieć pomysłu na ten pojedynek. Rzucił się z obszernym sierpem na rywala, na co ten odpowiedział prostym. Kolejne obalenia blokuje Houston. Bije po twarzy swojego rywala, bawi się, unika jego powolnych ciosów. Ta runda mocno wymęczyła obu. Nawet na ostatnie 10 sekund żaden nie rzuca się do szaleńczego ataku.Moja ocena: Houston 10-9R3: Zmęczony Smith daje się obijać Houstonowi, odpowiadając raz na jakiś czas ciosem. Jego obszerne sierpy mijają rywala. Houston punktuje ciosami prostymi. Dochodzi do czegoś na wzór wymiany - Smith rzuca obszerne ciosy sierpowe które Houston kontuje prostymi. Raz na jakiś czas Smith stara się użyć prostych. W drugiej połowie rundy Smith odzyskał werwę, trafiając częściej i szybciej. Poszedł w końcu po obalenie, które Houston z łatwością obronił, jednak przypłacił to kolanem ze strony Smitha. Na ostatnie 30 sekund Smith przyśpiesza, by wdać się w ostatnie wymiany.  Moja ocena: Houston 10-9 (29-28)
Werdykt: Trevor Smith pok. Briana Houstona przez decyzję (2 x 29-28, 28-29)

155 lbs: Isaac Vallie-Flagg vs. Elias Silverio
R1: Po ciosach w stójce Silverio klinczował rywala, celując kolanami. Po rozerwaniu Brazylijczyk mocno uderzył, powalając rywala i nękając go ground and pound. Punktował go głównie słabymi ciosami. W końcu jednak Vallie-Flagg podniósł się by przyjmować jeszcze więcej ciosów od Silverio.Moja ocena: Silverio 10-9R2: Silverio, nabuzowany energią z poprzedniej rundy, rozpoczął od mocnych ciosów. Vallie-Flagg nie ma zamiaru ustępować, jednak znowu ląduje na placach. Tam znowu Silverio rozpoczyna punktowanie rywala ciosami. Przy próbie powrotu do stójki, Silverio zaatakował błędnie zinterpretowanym jako nielegalne kopnięciem, za co został mu odjęty punkt. Silverio podszedł do ostrej wymiany, atakując łokciem i prostymi, by pod siatką znowu obalić rywala. Tam Silverio w swoim stylu punktuje rannego rywala. Vallie-Flagg stara się o powrót do stójki, jednak udaje mu się to na ostatnie 10 sekund.

Moja ocena: Silverio 9-9

R3: Silverio zaczął rundę od wysokiego kopnięcia, po którym zaczął wywierać coraz większą przewagę. Łapiąc klincz kontroluje rywala ciosami, by obalić go kilka sekund później. Będąc z góry, zdobywa plecy, z który wpina się do duszenia, jednak po chwili rezygnuje, by obijać Vallie-Flagga. Silverio kontruluje całą walkę z góry, punktując rywala. Brazylijczyk w końcu zdobył dosiad. Vallie-Flagg oddał plecy, co znowu wykorzystał do zadawania ciosów Silverio. Zapina w pewnym momencie technikę, którą przerywa gong.

Moja ocena: Silverio 10-9 (29-27)

Werdykt: Elias Siverio pok. Isaaca Vallie-Flagga przez decyzję (3 x 29-27)

155 lbs: Justin Edwards vs. Ramsey Nijem
R1: Od szybkich wymian w stójce zaczęli Justin Edwards z Ramseyem Nijemem. Edwards wywiera presję, atakując i trafiając sierpami. Nijem stara się odpowiadać pojedynczymi ciosami. W końcu jednak wywraca się po nie udanej obrotówce. Edward wykorzystuje to i trafia najpierw kolanem a potem wysokim kopnięciem. Nijem kręci obrotówki które nie trafiają celu, na co Edwards odpowiada obaleniem. Gdy obaj szukają nóg, brzmi gong.
Moja ocena: Edwards 10-9
R2: Nijem atakuje prostym, potykając się, przez co wpada w ciasną gilotynę Edwardsa. Po kilku sekundach męki wydostaje się z techniki i zaczyna odrabiać straty, bijąc rywala. Edwards próbuje balachy, przez co udaje mu się wrócić do stójki. Tam Nijem zaczyna trafiać coraz częściej. Jednak to ciosy Edwardsa są mocniejsze. W pewnym momencie Nijem strzela mocny prawym, który chwieje Edwardsem. Ten łapie się w obalenie Nijema i oddaje plecy. Tam Nijem stara się dopiąć technikę kończącą, dwa razy nieskutecznie. Rozbija więc rywala z góry. Kolejne nieudane próby przerywa gong kończący drugą rundę.

Moja ocena: Nijem 10-9

R3: Początek należy do Edwardsa, który wywiera presję na rywalu kombinacjami bokserskimi. Po jednej z owych akcji zostaje przeniesiony do parteru przez Nijema. Tam Edwards utrzymuje się z daleka od pięści rywala. Po powrocie do stójki przyjmuje kilka ciosów, z których jeden z nich rozciął jego łuk brwiowy. Edwards odpowiada kombinacjami bokserskimi. Jednak na półtorej minuty przed końcem znowu zostaje obalony. Po chwili znowu powracają do stójki i wymiany. Obaj zawodnicy chwieją się po ciosach. Edwards nie ryzykuje, chwytając rywala do gilotyny, którą jednak puścił. Nijem kontroluje rywala z góry.

Moja ocena: Nijem 10-9 (29-28)

Werdykt: Ramsey Nijem pok. Justina Edwardsa przez decyzję (30-27, 2 x 29-28)

145 lbs: Cole Miller vs. Sam Sicilia
R1: Sicilia stara się obejść długie ręce rywala. Miler unika obszernych sierpów Sicili. Robi użytek ze swojego zasięgu, kopiąc i uderzając ciosami prostymi. Sicilia znajdując się w bliżej rywala wyrzuca sierpy, które lądują w powietrze. Miler odpowiada kopnięciami, które dochodzą celu. I tak do końca rundy.
Moja ocena: Miler 10-9
R2: Miler korzystając z taktyki lewy prosty-odskok naruszył Sicilię. Ten jednak szybko powraca do siebie.Po chwili jednak znowu trafia posyłając rywala na deski. Miler zamiast kończyć Sicilię przez nokaut, poszedł po poddanie. Po nieudanej gilotynie przeszedł do duszenia z za pleców, które odklepał Sicilia

Werdykt: Cole Miler pok. Sama Sicilię przez poddanie (duszenie z zza pleców) 2:55 2R

125 lbs: John Moraga (13-2) vs. Dustin Ortiz (12-2)
R1: Bardzo dynamicznie rozpoczęła się pierwsza runda pojedynku Ortiza z Moragą. Po ciosie Moraga poszedł po nieudane obalenie w rezultacie czego znalazł się w niekorzystnej pozycji pod siatką. Po przepychance pod siatką, Ortiz ustawił sobie rywala i dokończył obalenia. Kontroluje swojego rywala, wciskając go w siatkę. Moraga robi wszystko, by wstać, jednak kontrola zapaśnicza Ortiza jest o wiele lepsza. Rozbija ona swojego rywala z góry łokciem i ciosami młotkowymi. Moraga stwarza pozory panowania nad sytuacją ustawiając, nogi w gotowości do omoplaty.
Moja ocena: 10-9 Ortiz
R2: Ortiz zaczyna od niskich kopnięć. Po jednym z kopnięć Ortiz opuścił rękę, co wykorzystał Moraga, uderzając powalającym ciosem. Ortiz przetrwał pierwszą nawałnicę, jednak później potknął się, lądując na ziemi, co Moraga wykorzystał by złapać plecy. Złapał nawet duszenie, jednak Ortiz uciekł z niego. Moraga starał się atakować, ale Ortiz przesweepował i przeszedł pozycję, powoli zaczynając odrabiać straty. Po powrocie do stójki zawodnicy zaczęli wymieniać się ciosami. Po nieudanej próbie sprowadzenia, Ortiz wszedł za plecy, jednak nie zdołał zrobić nic poważnego.

Moja ocena: 10-9 Moraga

R3: Zawodnicy przez większą część pierwszej minuty badali się ciosami w stójce. W końcu Ortiz poszedł po sprowadzenie, które Moraga zablokował. Po powrocie do stójki Moraga zaczął uzyskiwać przewagę, przez celne ciosy proste. Raz na jakiś czas wyrzuca przy tym niskie kopnięcia. Na początku drugiej połowy Dustin Ortiz zaatakował mocnym ciosem, by po chwili obalić Moragę. Gładko obchodzi pozycję do bocznej i znów do półgardy i pełnej gardy. Moraga wykorzystał to by wstać. Jednak szybko przy wymianie Ortiz pod siatką wszedł za plecy rywala. Moraga wciągnął pod koniec rundy rywala do dosiadu. 

Moja ocena: 10-10 (29-29)

Werdykt: John Moraga pok. Dustina Ortiza przez decyzję (2 x 29-28, 28-29)

185 lbs: Yoel Romero vs. Derek Brunson
R1: Zawodnicy krążą po ringu. Po chwili Romero atakuje latającym kolanem, na co Brunson odpowiada obaleniem, o dziwo udanym. Po powrocie do stójki Romero bije ciosy proste na dystansie. Jednak Brunson kopie wysokie kopnięcie, które wchodzi w głowę rywala. Brunson później, na wstecznym ucieka przed ciosami Romero. Kubańczyk markuje obalenia, by w końcu obalić na poważnie. Zaczyna się sekwencja obalenia za obalenie. Ostatecznie kończy się to w klinczu. 
Moja ocena: Brunson 10-9
R2: Zawodnicy krążą wokół siebie. Po chwili Romero atakuje prostym, który trafia w krocze. Po chwili pojedynek jest wznowiony. Romero otrzymuje ciosy proste na twarz od Brunsona. Jednak w pewnym momencie Romero atakuje swoim firmowym kolanem. Jedak Brunson odpowiada obaleniem. Z góry Brunson łapie dosiad. Punktuje Romero swoim ground and pound. Zaczyna się walka o pozycje, którą wygrywa Romero,wychodząc do stójki. Wchodzi w klincz z Brunsonem i kończy rundę ciosami.  
Moja ocena: Brunson 10-9
R3: Brunson jako pierwszy atakuje frontalnym kopnięciem. Romero w odpowiedzi markuje schodzenie w nogi. Każdą inną próbę obalenia Brunson stopuję. Jednak trafił mocnym lewym sierpowym, który mógł zakończyć pojedynek. Brunson przetrwał i odpowiedział kolanem. Brunson przetrwał cztery ciężkie ciosy. Piąty powalił go na matę. Rozpoczyna się walka o życie Brunson. Romero obija rywala. Sędzia nie przerywa walki. Obija żebra rywala łokciami i to przyczyniło się do przerwania walki przez sędziego. 
Werdykt: Yoel Romero pok. Dereka Brunsona przez TKO (łokcie na korpus) 3:34 3R
135 lbs: T.J. Dillashaw vs. Mike Easton
R1: Dillashaw z Eastonem zaczęli od szybkich, pojedynczych ciosów, z którym wybijały się boczne kopnięcia Eastona. Dillashaw zrezygnował z kickbokserskiej gry, by obalić i przytrzymać rywala na ziemi. Easton podniósł się jednak, otrzymując kilka ciosów od Dillashawa. Coraz więcej kombinacji ze strony Dillashawa wchodzi w Eastona. Miks kopnięć z obszernymi sierpami całkowicie myli przeciwnika. Na dwadzieścia sekund przed końcem Dillashaw rozpędza się w ciosach.  
Moja ocena: Dillashaw 10-9
R2: Od mocnej wymiany ciosów rozpoczęli obaj zawodnicy. Dillashaw Wykonał wysokie kopnięcie które zachwiało Eastonem. Członek Team Alpha Male obalił rywala i kontroluje go za pomocą ciosów. Eastonowi udało się wrócić do stójki. Po dwóch nie udanych kopnięciach z jego strony walka znowu wróciła na ziemię. Dillashaw zdobył plecy, rozbijając rywala ground and pound. Eastonowi znowu udaje się podnieść, jednak jego rywal znowu klei się do niego, zdobywając plecy. Dillashaw obija uda przeciwnika kolanami. Nieudana próba kimury Eastona przyczyniła się do obalenia na korzyść Dillashawa. 

Moja ocena: Dillashaw 10-9

R3: Runda 3 rozpoczęła się podobnie do drugiej. Easton, świadomy punktacji poprzednich rund, idzie na wymiany ze swoim rywalem. Dillashaw jednak pokazuje się jako o wiele lepszy kickbokser, kontrując każdy wyprowadzany przez przeciwnika cios. Kombinacje bokserskie w niemal stu procentach dochodzą celu. Na 90 sekund przed końcem Easton notuje nieudaną próbę obalenia. Na ostatnia minutę ciosy Eastona stają się celniejsze, ale nie jest w stanie odrobić strat z przestrzeni ostatnich rund.  

Moja ocena: Dillashaw 10-9 (30-27)

Werdykt: TJ Dillashaw pok. Mike'a Eastona przez decyzję (3 x 30-27)  

185 lbs: Lorenz Larkin vs. Brad Tavares
R1: Kąsają się w stójce zawodnicy. Obaj mają szacunek do własnych umiejętności. Ciosów jest niewiele, głównie są to kopnięcia. Pod koniec rundy zaczynają się wymiany. W obu wypadkach za kopnięcie rywal odpowiada prostym. Na 30 sekund przed końcem Tavares łapie plecy rywala i punktuje obijając go.
Moja ocena: Tavares 10-9
R2: Po krótkim badaniu się w dystansie przyszła pierwsza wymiana ciosów. Jednak później to Tavares taktycznie i kickboksersko punktuje swojego rywala. na 130 sekund przed końcem Tavares obalił rywala i zdobył plecy, próbując udusić swojego rywala. Larkin jednak wydostał się z techniki i przetrwał do 3 rundy.

Moja ocena: Tavares 10-9

R3: Dwoma wysokimi kopnięciami Tavares rozpoczął trzecią rundę. Panowie po dłuższdej chwili wahania zaczęli kąsać się w stójce. Cios z cios, próbują znaleźć na siebie sposób. Larkin po jednym z ciosów obalił, jednak po chwili wrócił do stójki. Po chwili to jednak Tavares szuka obalenia za jedna nogę. Larkin odpowiada łokciami w głowę. Akcja przesądziła o punktacji w tej rundzie,

Moja ocena: Larkin 10-9 (29-28)

Werdykt: Brad Tavares pok. Lorenza Larkina przez decyzję (3 x 30-27)

185 lbs: Luke Rockhold vs. Constantinos Philipppou
R1: Nie minęła minuta, a pierwsze wysokie kopnięcie doszło głowy Philipppou. Rockhold złapał klincz, by zadać kilka mocnych kolan. Zaczyna się wymiana bokserska. Rockhold trafił dwukrotnie w wątrobę, przez Philipppou upada na matę a sędzia przerywa walkę.

Werdykt: Luke Rockhold pok Costantinosa Philipppou przez KO (kopnięcie w wątrobę) 2:33 1R

Dom wariatów mnie / Wciąga dzień po dniu...


Akurat pisałem artykuł o kickboxingu oraz wypracowanie z Języka Polskiego do mojej kochanej szkoły, gdy, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie wieść o nowym wyczynie samozwańczej „drugiej najlepszej federacji na świecie” czyli naszego podwórkowego KSW. Przez moment musiałem spojrzeć na kalendarz, by upewnić się, że dzisiaj nie jest 1 kwietnia. Gdy już doszło do mnie, że daty na pewno mi się nie pomyliły, zadałem sobie podstawowe pytanie: O co w tym wszystkim chodzi?

Kamila Porczyk. Pewnie drogi czytelniku nie wiesz, kim jest przytoczona przeze mnie pani. Ja sam miałem o niej mgliste pojęcie. Raz tylko o niej usłyszałem, gdy znajomy z mma24.pl polubił jej fanpage. I tyle w zasadzie. Drugi raz z tą postacią zetknąłem się właśnie dzisiaj. I szczerze żałuję. Zawsze staram się bronić KSW, patrząc tak jak oni, z biznesowego punktu widzenia na ich rozpiski, które w takim ujęciu da się wybronić. W artykule „To my Polacy” udowodniłem nawet, że nie istnieje żadna relacja między KSW a tak zwanymi hardkorowymi fanami.

Jednak w obecnej sytuacji nawet ja nie jestem w stanie obronić największej polskiej federacji. Kamila Porczyk nie ma żadnej wartości marketingowej w naszym kraju. Moi rodzice, moja siostra, moi znajomi nawet jej nie kojarzą. A zawodniczką najmłodszą już nie jest. 37 lat to nienajlepszy okres na zabranie się za zupełnie nowy i do tego bardzo trudny sport, jakim jest MMA. Jaki jest w takim razie sens tej pani w rozpisce zbliżającej się gali KSW? Były plotki, by zestawić ją z Iwoną Guzowską. I wtedy nawet sam zacząłem się zastanawiać, czy aby większego sensu w tym nie ma. Ale Piotr Pędziszewski, fotograf mmarocks.pl szybko zdementował te pogłoski, podając do wiadomości, ze Iwona leczy obecnie kontuzje kręgosłupa. Jak nie z Guzowską, to w takim razie z kim by można zestawić mistrzynię fitness? Na to pytanie poznamy odpowiedź w okolicach lutego, gdy KSW zechce ujawnić część rozpiski.

Nie chciałbym jednak, by z warszawskiej gali zrobił się cyrk ku gawiedzi. Takie prognozy pojawiają się coraz częściej z okazji coraz gorzej obsadzanych eventów w stolicy. Jeśli KSW będzie utrzymywać taki poziom, to dowiemy się, że rywalem Różala zostanie Dave Batista, Bedorf zadowoli się McCorklem, Gamrot stanie do walki z Małyszem a ostatnią walką będzie rewanż Kamila Bazelaka z Kamilem Walusiem. A na deser pół nagie hostessy będą roznosić piwo w myśl zasady „Piwa i Freaków!”  


ps. Całą tą sytuację najlepiej podsumowuje piosenka Lady Pank - Dom Wariatów

wtorek, 14 stycznia 2014

3 6 5 - 2 0 1 3

W momencie, gdy zaczynam pisać ten artykuł, mamy nowy rok od prawie dwóch tygodni. Nie raz już pomyliłem się, pisząc datę w zeszycie. Mieliśmy już do tej pory jeden event UFC w Singapurze a drugi w Duluth zbliża się do nas wielkimi krokami. W tym momencie chciałem jakoś podsumować to, co działo się cały rok wcześniej.
2 0 1 3 – cztery cyferki oznaczające jedne z najbardziej zadziwiających dwunastu miesięcy w historii UFC. Dwa pasy mistrzowskie zmieniły właściciela, jeden pas w rezultacie wszystkich wydarzeń pozostał do wzięcia, a część starych wyjadaczy musiała uznać siłę młodego pokolenia. Stare gwiazdy zaczynają blaknąć, wieku się nie oszuka(choć znalazł się taki, co mu się udało, ale nie uprzedzajmy faktów). Cztery cyferki, oznaczające poprzedni rok, są również bardzo udane dla pewnej największej polskiej federacji, której trzy inicjały zna każdy polski fan MMA.
Ciężko, po tak emocjonującym roku, wybrać najlepszą walkę, poddanie, nokaut, zawodnika. Po roku pełnym niespodzianek ciężko wskazać, która zaszokowała najbardziej, nawet mi, człowiekowi skoremu do oceniania. Dlaczego? Można oczywiście prawić masło maślane w gombrowiczowskim stylu „Bo to dobry rok był”. Jednak po co, jak można poczytać o tym, co się działo.

ŚWIAT


Nokaut 2013 roku – Mamo, ile tego…
Czy tylko mnie się wydaje, czy 2013 był rokiem kopnięć? Vitor Belfort, Josh Thomson, Junior Dos Santos, Lyoto Machida – to tylko pierwsi zawodnicy, którzy przychodzą mi do głowy. Pośród tylu znakomitych kopnięć na głowę, czy to okrężnych czy obrotowych, ciężko nie ulec wrażeniu, że powinno się wybrać wszystkich do miana nokautu roku. Na szczęście, jak pisałem w podsumowaniu poprzedniego roku, nie rozdaję prestiżowych nagród, więc mam tą dowolność, że nie muszę wskazać jednego zwycięzcy. I bardzo dobrze! Bo wskazałbym, uwaga, wszystkich wyżej wymienionych. Tyle nokautów zasługuje na remis.


Poddanie 2013 roku – Podstawy podstaw!
Mówi się, że nie trzeba bać się człowieka który trenował wiele widowiskowych kopnięć, a tego, który używa tego najprostszego skutecznie. Najbardziej widowiskowymi poddaniami w tym roku nie były żadne brabo, twistery, omoplaty i inne wygibasy, a dwie proste dźwignie – balacha i kimura. To właśnie przy tych technikach ciarki przechodziły mi po plecach. Były dwa momenty, które najbardziej zapamiętam z 2013 roku. Jeden z nich omówimy w polskiej wersji tej kategorii. Dlatego nagroda dla najbardziej widowiskowego poddania wędruje do Anthonego Pettisa. Showtime zaszokował świat, niszcząc maszynkę marketingową UFC w pierwszej rundzie, najpierw boleśnie okopując bok mistrza, by wreszcie, po nieudanej próbie cappoeiry przejść do balachy. Tym samym po raz drugi udało mu się pokonać Bendo.
Wyróżnienie: Fabricio Werdum vs Antonio Rodrigo Nougeira



Walka 2013 roku - panem et circenses(chleba i igrzysk)!
Było krwawo. Posoka zalewała matę oktagonu, pokazując nam, ile serca potrafią zostawić współcześni gladiatorzy. To właśnie starcia, w których mamy bezpardonową wymianę pięści pamięta się na długo, tak jak chociażby walkę Bonnara z Soszyńskim. Dlatego nie dziwne, że za walkę roku uznam dwie walki: Wanderlei Silva vs Brian Stann i Mark Hunt vs Antonio Silva. Pierwszy pojedynek zakończył się równie widowiskowym nokautem, drugi przejdzie do historii jako pokaz charakteru ze strony Hunta i Silvy.
„The Axe Murder” wykonał kapitalną robotę przed swoimi fanami w Japonii. Jest to już trzecia nagroda za walkę wieczoru w karierze Brazylijczyka a piąta w karierze. To świadczy o pewnej cesze charakteru, której długo będzie brakować w młodym pokoleniu, pełnym gameplanowych walk kończących się decyzją – Wanderlei nie wchodzi do klatki, by wygrać za wszelką cenę. On wchodzi po to, by dać show wszystkim tym, którzy zapłacili za bilety i PPV. Gdyby walczył odrobinę bezpieczniej, na pewno wygrałby z Rampagem, Lebenem czy Franklinem. Ale wtedy nie oglądalibyśmy genialnego uderzacza w klatce UFC.
Mark Hunt udowodnił, że głowę ma z granitu, serce przeszczepione od lwa, a charakteru uczył go Rocky Balboa. Będąc zamkniętym w dosiadzie Pezao, można się modlić o szybką interwencję sędziego, który przerwie iście katowską torturę, jaką jest ground and pound Brazylijczyka. Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy Hunt trzymał się twardo, by w piątej rundzie całkowicie odwrócić sytuacje. Ostatecznie sędziowie dali remis. I słusznie. Bo w takich walkach nie ma przegranych.
Wyróżnienie: Gilbert Melendez vs Diego Sanchez


Zawodnik Roku 2013 – Renesans?
Wspominałem, że wieku nie da się oszukać. Chyba że mówimy o człowieku, przeżywającym swoją piąta młodość. Czyli o Vitorze Belforcie. Trzy walki, trzy nokauty, trzy razy kopnięcie. Robi wrażenie? Robi. Szkoda tylko ze za Brazylijskim Phenomem ciągnie się smród kuracji testosteronowej, przez którą nie może walczyć w stanach. Dlatego nie do niego powędruje nagroda dla najlepszego zawodnika roku a wyróżnienie. W takim razie jest pytanie dla kogo? Podpowiedź: ma 164 centymetry wzrostu, urodził się w Isla Vista i kochają go kibice. Kto to taki?
Nie kto inny jak Urijah Faber. Cztery walki w ciągu całego roku da się przewalczyć, oczywiście. Ale trzeba być „California Kidem”, by wrócić z każdej z nich zwycięsko, w tym trzy razy kończąc przez poddanie. Tylko raz, po bardzo ciężkiej walce z Iurim Alcantarą, Faber potrzebował decyzji. Urijah jest w gazie, a w wyniku kontuzji Cruza, znowu ma szansę walczyć o tytuł. Od siebie dodam, że po cichu czekam aż pas powędruje do Californii.
Wyróżnienie: Vitor Belfort


Niespodzianka roku 2013 – O dziwo nie taka niespodzianka
Niespodzianek było sporo. Ale czy one w pełni oddają szok i nie dowierzanie ludzi zgromadzonych w MGM Grand Arenie, gdy na deski upadł Anderson Silva? Na pewno nie. Wiele było typowań na przebieg tego pojedynku, ale wszędzie podkreślano – Pająk jest o poziom wyżej. Ten poziom nie uratował go przed obaleniem w pierwszej rundzie i próbą skrętówki. Silva poczuł się zagrożony. Jednak w momencie, gdy wciągał Weidmana w swoją grę, prowokował, dla niektórych było kwestią czasu, gdy dominator wyrzuci ze swojego arsenału jakiś niesamowity cios. A tu stał się psikus i Chris Weidman został nowym mistrzem. I coś mi mówi, że ciężko będzie znaleźć nowego mistrza przez ładnych kilka lat.
Wyróżnienie: Antonio Silva vs Alistair Oveerem


Gala roku 2013 – Masakra!
Dana White skwitował UFC 166 jako „najlepszy event jaki kiedykolwiek zrobiliśmy”. Nie minął się wiele z prawdą. Karta na facebooku upłynęła w nieco ponad 20 minut. Akcja zwolniła przy walce K.J Noonsa z Georgem Sotiropoulosem która otwierała część transmitowaną w Fox Sports 1, ale odzyskała werwę przy starciu pań. Całości dopiął nokaut Lomabarda i piękna walka Tima Boetscha z C.B Dollowayem. A to była tylko karta wstępna.
PPV otworzyły nokauty Johna Dodsona i Gabriela Gonzagi. A w jednej z najlepszych walk poprzedniego roku, Gilbert Melendez wymieniał ciosy jak szalony z weteranem pierwszego The Ultimate Fightera, Diego Sanchezem. Po trzech, emocjonujących rundach, sędziowie orzekli zwycięstwo Melendeza.  O walce wieczoru będzie w innej rubryce, niemniej Cain Velasquez udowodnił, że pierwsza walka z Juniorem dos Santosem była definitywnym wypadkiem przy pracy.
Wyróżnienie: UFC 168


Runda roku 2013 – Sen jeszcze trwa…
Diego Sanchez przegrywał pojedynek z Gilbertem Melendezem. Nie ważne, czy przegrywał go w stosunku 20-18 czy 20-19, nie miał innej możliwości, niż skończyć El Niño przed czasem w trzeciej odsłonie. Bez respektu wymieniał więc ciosy z byłym mistrzem Strikeforce, samemu będąc na skraju wyczerpania. To była ta runda, w której jeden cios mógł zakończyć całą walkę. Ta runda, której nie jest pewien żaden taktyk, trener, dziennikarz czy sam organizator. Ta runda, która pokazuje, jak dużo serca należy zostawić, by ludzie mogli mówić „Hej, Melendez nie wygrał, patrzcie na ostatnią rundę!”
Wyróżnienie: Runda 1 Wanderlei Silva vs Brian Stan i Runda 5 Mark Hunt vs Antonio Silva


Dominacja roku 2013: Meksykańska Masakra Piłą Mechaniczną.
Cain Velasquez stał się symbolem wytrzymałości fizycznej w UFC. Kondycja jest najmocniejszą stroną mistrza UFC, tego nie da się ukryć. Jednak zawsze podkreślało się jedną rzecz – wpadkę jaką zaliczył z Juniorem dos Santosem w Listopadzie 2011 roku. Wtedy to padł od ciosu Cigano. Rok póżniej zrewanżował mu się bardzo udanie, demolując go na UFC 155. Dziesięć miesięcy później ci dwaj ciągle mieli niewyrównane rachunki.
Walka, a wręcz egzekucja, miała dosłownie taki sam przebieg jak drugie spotkanie dwójki najlepszych zawodników kategorii ciężkiej. Velasquez narzucił szybkie tempo, niszcząc Juniora ciosami. W trzeciej rundzie był nawet bliski znokautowania rywala. Ostatecznie dokonał tego dwie rundy później, definitywnie podkreślając, kto zasługuje na miano najlepszego zawodnika wagi ciężkiej na świecie.
Wyróżnienie: Jessica Andreade vs Rosi Sexton

POLSKA


Nokaut roku 2013 – Zabił go!
Miałem przyjemność być na Torwarze 16 marca, gdzie odbywało się KSW 22: Czas Dumy(swoją drogą, lepiej brzmi po angielsku Pride Time – skojarzenie nasuwa się samo). Młode, „prawie polskie serce” jakim jest Anzor Azhiev nie wiedziało, z kim dokładnie walczy. O Pavlu Svobodzie widziano tyle, że ma perfekcyjny rekord, większość walk skończył przez poddanie i że nie walczył z nikim kto wygrał więcej niż jedną walkę. Rekord Anzora nie prezentował się tak ładnie, gdyż wszystkie swoje walki wygrał decyzjami, które zawdzięczał dominacji zapaśniczej. Było jednak inaczej. Czeczen nawet nie polował na sprowadzenie, tylko twardo stał na nogach, by w samym początku trzeciej minuty wystrzelić potężnym prawym sierpowym, który zwalił Czecha na deski. W telewizji był podgląd na sytuację w ringu, gdy na telebimach leciały powtórki z akcji. W rezultacie co chwila słychać było „Zabił go! On go zabił” z ust co drugiej osoby.
Wyróżnienie: Marcin Held vs Ryan Healy i Daniel Omielańczuk vs Nandor Guelmino


Poddanie Roku 2013 – „Siła polskiej wątroby”
Debiutów Polaków w UFC mieliśmy trzy. Bez dwóch zdań najwięcej emocji wzbudził Debiut Piotra Hallmana we wrześniu. Pierwsza runda była masakrą ze strony Brazylijczyka, Francisco Trinaldo, który, jak nigdy wcześniej w swojej dotychczasowej karierze, okopywał tułów naszego rodaka. Jedno z nich trafiło idealnie w wątrobę. Gdy Płetwal upadał na matę, Massaranduba dobijał go ciosami bitymi z góry. Wtedy nastąpił comeback Polaka, który przetrwał do końca rundy. Drugie starcie było już odmienne. Bo badaniu w stójce, Hallmann przeniósł walkę na ziemię. Tam odpłacił się Brazylijczykowi swoim znakomitym ground and pound, by zakończyć to piękną kimurą!
Wyróżnienie: Rafał Błachuta vs Robert Radomski


Walka roku 2013 – JEDZIESZ CIPEK, JEDZIESZ!
Michał Materla, bez względu na wszystko, może spokojnie aspirować do miana bohatera narodowego. Drugi rok z rzędu dostarczył nam jedną z najlepszych walk w historii nie tylko KSW ale również całego Polskiego MMA. Kendall Grove, pomimo porażki z Mamedem, był ciągle jednym z najgroźniejszych zawodników wagi średniej poza UFC. Przeważał nad Materlą wzrostem, zasięgiem ramion, doświadczeniem i pasem Jiu-Jitsu. Po stronie Michała było jednak serce lwa. Fanów zgromadzonych w Ergo Arenie i przed telewizorami czekały cztery, emocjonujące rundy. Już w pierwszej z nich Amerykanin rozciął twarz swojego przeciwnika mocną kombinacją bokserką. W drugiej, dosyć remisowej, Materla sprowadził Kendalla na ziemię dwukrotnie, by ten powracał do stójki, gdzie Amerykanin miał znaczącą przewagę ciosów. W ostatnich pięciu minutach standardowego czasu Michał odrabiał straty, boksując coraz mocniej i celniej. O wyniku miała przesądzić dogrywka, która była piekłem dla Polaka. Ostatecznie jednak to jemu sędziowie przyznali zwycięstwo.
Wyróżnienie: Piotr Hallmann vs Francisco Trinaldo

Zawodnik roku 2013 – „Przepraszam, nie znam typa”
Paweł Pawlak przebojem wdarł się do świadomości Polaków. Szkoda tylko że stało się to na wskutek kontraktu z UFC a nie dobrego roku, jaki zanotował Polak. Swoją drogę do największej organizacji na świecie rozpoczął od znokautowania Pawła Latały na Fighters Arenie w Kraśniku w styczniu. W maju, znowu przez nokaut, pokonał bardzo cenionego Artura Piotrowskiego na Warmia Heroes w Olsztynie. Walka z Szymonem Nadobnym, która miała miejsce we wrześniu na ArMMAgeddonie w Stargardzie Szczecińskim była pomyłką organizatora, gdyż przyszły zawodnik Ultimate Fighting Championship poddał debiutanta w pierwszej rundzie odwróconym trójkątem. W walce wieczoru na październikowej Gali w Międzychodzie narożnik nie wypuścił do drugiej rundzie z nim mocnego Węgra, Laszlo Soltesza. A na ostatniej swojej walce w listopadzie na debiutanckiej gali MMA Fighters Club znokautował swoimi firmowymi łokciami pokonał przymierzanego do czołówki drugiej piątki rankingów wagi półśredniej Mateusza Strzelczyka. Niestety, pomimo tak świetnego wyniku w zeszłym roku, w grudniu większość komentarzy na temat podpisania kontraktu przez Pawlaka brzmiało „Nie znam typa, ale gratulacje”.
Wyróżnienie: Damian Grabowski


Niespodzianka roku 2013 – We have to do round 3, babe!
Patrząc wstecz śmiem twierdzić, kluczowym dla popularności Michała Materlii był pojedynek z Jayem Silvą w maju 2012 roku – to właśnie wtedy niedzielni widzowie Polsatu przekonali się o lwim charakterze szczecinianina, który bez nogi i oka pokonał potrafił pokonać niepokornego Amerykanina. Walka zasłużenie dostała statuetkę Heraklesa za najlepszy bój 2012 roku.
W 2013 Michał miał walczyć trzy razy. Poza wcześniej wspomnianą walką z Grovem, miał walczyć w Niemczech i Czechach. Po niewypale jakim była walka u naszych zachodnich sąsiadów, dopchał się do rozpiski KSW 24. Właściciele federacji poszli po najmniejszej linii oporu, dając mu za rywala właśnie Jaya Silvę. Kibiców ta decyzja oburzyła. Według opinii wszystkich, Michał miał poddać Silvę w pierwszej rundzie.
Gdy w pierwszej minucie drugiej rundy nieprzytomne ciało Polaka padło na ziemię, Atlas Arena ucichła. Stało się to, czego nikt nie wyobrażał sobie w najśmielszych snach. Michał Materla – bohater narodowy, przykład prawdziwego wojownika dla wielu fanów, przymierzany do UFC padł znokautowany. Jay Silva wziął udany rewanż. W wywiadzie po walce zaznaczył znacząco że jedna wygrana nad Materlą to nic. On chce jeszcze drugiej, z ich trzeciego starcia na marcowym KSW.
Wyróżnienie: Aziz Karaoglu vs Piotr Strus


Gala roku 2013 – Striptiz z Koksem nie taki zły…
Pomijając już beznadziejną walkę wieczoru na gali MMA Attack 3, to gala, która odbyła się 27 kwietnia w Katowickim spodku była najlepszą imprezą w tym roku. Sportowa część rozpiski wybroniła się idealnie na tle beznadziejnego main eventu.
Karta wstępna na internetowym PPV trwała trochę ponad dziesięć minut. W pierwszej walce Bartłomiej Kurczewski poddał pięknym kluczem na stopę Damiana Pronobisa. Występujące później panie nie ustąpiły pola i po dewastacji, jaką zrobiła jej w pierwszej rundzie Klaudia Apenit, to Agnieszka Niedźwiedź wyszła z tego starcia zwycięsko, dewastując ground and pound swoją rywalkę. Przebojem okazał się również wychowanek Szkoły Walki Drwala, Damian Milewski, który poddał przez balachę Arkadiusza Żabę.
Tempa nie zwolnił wcześniej wspomniany Piotr Hallmann który pewnie i mocno wypunktował Juha-Pekkę Vainikainena w pojedynku otwierającym kartę Polsatu Sport. Co ciekawe, Fin jest jedynym zawodnikiem, z którym Piotrek musiał poradzić sobie decyzją. Atmosfera nabrała rozgrzania w starciu o prymat w kategorii koguciej, gdzie Tymoteusz Świątek musiał uznać wyższość Marcina Lasoty, gdy ten zapiął na jego szyi ciasne duszenie. W walce dwóch chwytaczy, lepszym w stójce okazał się Oskar Piechota, który pięknym nokautem. Na koniec mieliśmy wyrównany bój między Michałem Fijałką a Karolem Celińskim. Byli klubowi koledzy dali mocną, pełnowymiarową walkę, po której sędziowie zgodnie orzekli remis.
Widzowie otwartego Polsatu na dzień dobry ujrzeli powrót przyszłego zawodnika UFC, Krzyśka Jotki, który pomimo ciężkiego startu pokonał Bojana Velickovica. Po pierwszej przegranej i drugiej wyrównanej rundzie, Jotko musiał wywrzeć znaczącą przewagę, by wygrać. Wszyscy sędziowie zgodnie zapisali na kartce ostatnią rundę 10 do 8 dla Polaka, czym tym samym wygrał większościową decyzją.
W profesorskim stylu powrócił po ponad rocznej przerwie pierwszy Polak w największej federacji na świecie, Tomasz Drwal. Goryl zaczął mocno, niszcząc w swoim stylu Wesa Swofforda potężnymi sierpami. Gdy w drugiej połowie rundy Amerykanin znalazł się na plecach, weteran UFC nie przepuścił takiej okazji płazem, zadając kolejne niszczące ciosy z góry, by niespodziewanie szybko założyć balachę.
Najtrudniejszą walkę w swojej dotychczasowej karierze stoczył najlepszy, polski ciężki, Damian Grabowski. Stavros Econnomu postawił twarde warunki, wygrywając pewnie pierwszą rundę pracą pod siatką. Druga należała do Opolanina. O wszystkim miała decydować trzecia, najbardziej wyczerpująca runda. Dzięki obronie obaleń, to właśnie Polak wygrał całe starcie.
Wyróżnienie: KSW 22 - Czas Dumy


Runda roku 2013: Dobre otwarcie!
KSW 23 miało się otwierać inaczej. Jednak gdy Maciej Jewtuszko musiał wyskoczyć z karty na skutek kontuzji, właściciele Konfrontacji Sztuk Walki działali szybko. Walką otwarcia został pojedynek efektownie uderzającego i wtedy niepokonanego Mateusza Piskorza z nieznanym nikomu Brazylijczykiem, Luizem Cado Simonem.
Runda druga wywróciła cały świat popularnego Juhasa do góry nogami. Gdy wydawało się, że ma już swojego rywala na wyciągnięcie ręki, ten w drugiej minucie posłał rywala na deski niesamowicie mocnym ciosem sierpowym. Tylko szybka reakcja Polaka uchroniła go przed porażką przez nokaut. Do końca rundy starał się pokazać, ze wcale nie odczuł tego ciosu, co było nieprawdą. Druga runda przesądziła o wyniku tego pojedynku, jak i prawdopodobnie o całej karierze piskorza w KSW.
Wyróżnienie: Karol Bedorf vs Oli Thompson runda 2


Dominacja roku 2013 – Sprawiedliwości stała się zadość
Ci panowie mieli się spotkać w ringu wcześniej. Jednak z powodu kontuzji, jakiej podobno nabawił się Kamil Waluś, Oli Thompson nie pojawił się jako zawodnik na KSW 24. Trzy miesiące później, we Wrocławiu, na dwudziestej piątej gali największej europejskiej federacji, Kamil w pełnym zdrowiu wychodził do ringu. Jednak pewnie oddałby wszystkie pieniądze świata, by dostać kontuzji podczas tego wyjścia.
Bo kilka minut później zaliczył największe lanie w całej swojej karierze. Po raz pierwszy w historii KSW polski zawodnik był tak niemiłosiernie obijany przez swojego rywala. Zdziwiłoby mnie, gdyby ktoś wypunktował pierwszą rundę tylko w stosunku 10-9. Pełna dominacja w pierwszej rundzie przesądziła o wyniku walki, którą Kamil ostatecznie przegrał przez nokaut rundę później.

Wyróżnienie: Marek Cieślikowski vs Michał Skupiński