niedziela, 9 grudnia 2012

Inverno


Budzę się, wstaję i zaczynam myśleć
A za oknem zima trwa w najlepsze
I jakimś trafem dzięki temu piszę
Pragnę w jej cichy szept w uchu usłyszeć
Wtedy, bum, obrazy jak żywe
Przesłaniają życie prawdziwe
Wizje, jak mogłoby być
Jak mógłbym tutaj żyć
A po chwili skupienia oto ona
Stoi samotna, ubrana skromnie
Marznie na mrozie kobiecina
Pomagam, jakoś nie powiem „nie”
To moją wadą, moją zaletą
Moją klątwą, moją monetą
Ona dziękuję, ale potem znowu
Zimna była, jest i będzie po wieki
Poddaje wątpliwość memu męstwu
Przywykłem, niczym człowiek kaleki
Dla niej jestem tym otaczającym śniegiem
Jak każdy, bo dla niej jesteśmy zerem
Nie liczy się nic, tylko jej kochanek
Nie znam człowieka, ale mu zazdroszczę
Ona nie szczędzi mu zachcianek
Mimo wszystko to ją jak boginię czczę
Jest tego warta, każdej minuty i godziny
To ona poddaje nas najważniejszej próbie
By sprawdzić, jak narysujemy jej ryciny
A potem sprawdzić, jak radzimy sobie w służbie
Ten kto to przetrwa jest warty jej uwagi
Warty jest spraw najwyższej wagi
Ja odpadłem na starcie, bo nie rysuje
Ja piszę, więc tylko z kąta ją opisuje
A wiedzcie, że nie ma piękniejszej
Nie ma nad elementy świata większej
I mimo tych rzeczy, jest łagodna
Dla tych, którzy są jej bliscy
Przy niej oni dobija się od dna
Jednak nie wszyscy, nie wszyscy
Za słabych zabije jej piękność
Za silni na nią nie zwrócą uwagi
Dla nich pospolita, taka jak inne
Ale to co ją wyróżnia to zażartość
Ona nie przyjmie tak, o, zniewagi
Zemści się, jej imię jest dla niej cenne
I za to wszystko ją właśnie kocham
I dziękuję, że mogę ją widzieć
Nie tylko w snach, i tam tylko słyszeć
Bo gdy na zewnątrz sobie wzdycham
Patrząc, jaka ona jest dzika
Mimo wszystko mnie nie spotyka

J.N. Miszon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz